Dwie asysty Henrika Larssona i gole Samuela Eto'o oraz Juliano Bellettiego między 76. a 81. minutą gry to była wystarczająca odpowiedź na bramkę Sola Campbella z I połowy. "Kanonierzy" od 20. minuty grali w "10". Dla Katalończyków jest to drugi triumf w najbardziej prestiżowych rozgrywkach klubowych na Starym Kontynencie, a Rijkaard jest piątym w historii człowiekiem, któremu udało się wygrać te rozgrywki zarówno w roli piłkarza jak i szkoleniowca. W pierwszej połowie obydwa zespoły przeżyły ogromną huśtawkę nastrojów. Najpierw cieszyli się piłkarze Barcelony, którzy po czerwonej kartce dla Jensa Lehmann zyskali przewagę jednego zawodnika. Potem - zawodnicy Arsenalu, którzy strzelili bramkę i do szatni schodzili z przewagą jednego gola. Na początku spotkania pierwszy zaatakował Arsenal. Już w drugiej minucie Thierry Henry mógł pokonać bramkarza rywali, gdy wyrwał się spod opieki obrońców i po dośrodkowaniu z prawej strony znalazł się w sytuacji sam na sam. Francuz nie wykorzystał jednak okazji. Sygnał do ataku Barcelonie próbował dać inny francuski piłkarz, Ludovic Giuly, który groźnie strzelał, ale Lehmann nie dał się zaskoczyć. To była praktycznie jedyna akcja piłkarzy ze stolicy Katalonii w pierwszych minutach meczu, a drugi atak tego zespołu miał miejsce dopiero po 19 minutach gry, gdy Ronaldinho precyzyjnie zagrał do Eto'o. Rozpędzony kameruński napastnik został sfaulowany przez Lehmanna tuż przed polem karnym. Piłka wprawdzie wpadła do bramki, ale sędzia Terje Hauge nie uznał gola, za to pokazał czerwona kartkę bramkarzowi niemieckiej reprezentacji. Miejsce Lehmanna zajął rezerwowy bramkarz, Hiszpan Manuel Almunia. Natomiast boisko musiał opuścić jeden z graczy z pola - był nim Francuz Robert Pires. A Lehmann po tym incydencie przeszedł do historii - został pierwszym piłkarzem od początku istnienia rozgrywek o Puchar Europy wykluczonym z meczu finałowego. - Spóźniłem się z interwencją i lekko uderzyłem Eto'o - tłumaczył po meczu Niemiec - Zagrałem źle, ale on wychodził na czystą pozycję. To taki moment, po którym człowiek musi być na siebie zły. Barcelona grała dobry futbol i wykorzystała szansę, którą dostała. - Lehmann popełnił błąd, ale w tej edycji Ligi Mistrzów grał bardzo dobrze - oceniał trener Arsenalu Arsenel Wenger - Nie sądzę, aby po tym wydarzeniu stracił do siebie zaufanie. To jest częścią sportu. Rozegraliśmy dwie zupełnie inne połowy meczu - w pierwszej mieliśmy dużo okazji, w drugiej traciliśmy gole. Ale trudno wytrzymać do końca, grając tak długo w osłabieniu. Wbrew oczekiwaniom liczebna przewaga wcale nie przyniosła dominacji Barcelony. Bramka angielskiej drużyny nie przeżywała nawałnicy ataków mistrzów Hiszpanii i praktycznie nie widać było, że Arsenal gra w osłabieniu. Co więcej, "Kanonierzy" w 37. minucie wykorzystali ospałość Barcelony, zdobywając bramkę. Rzut wolny wykonywał Henry, dośrodkowanie dotarło na głowę Campbella, który nie dał szans Victorowi Valdesowi. W końcówce pierwszej połowy "Barca" miała okazję do wyrównania po efektownej akcji duetu Ronaldinho - Eto'o. Brazylijczyk znów znalazł Kameruńczyka w polu karnym rywali, podał do niego piłkę, a ten widowiskowym zwodem uwolnił się spod opieki Campbella, strzelił, ale trafił w słupek. Szturm na bramkę "Kanonierów" rozpoczął się w drugiej połowie. Wynik jednak nie ulegał zmianie, a to za sprawą bardzo dobrze zorganizowanej obrony Arsenalu, która bezbłędnie pilnowała dwóch gwiazdorów Barcelony - Ronaldinho i Eto'o. Pozostali zawodnicy hiszpańskiego zespołu niewiele potrafili zdziałać. Po kilkunastu minutach drugiej części napór Barcelony zakończył się, a do pracy wzięli się piłkarze Arsenalu. W 66. minucie bliski pognębienia hiszpańskiej drużyny był Fredrik Ljungberg, ale tym razem Valdes nie dał się zaskoczyć, z trudem broniąc strzał Szweda. Chwilę później w dogodnej sytuacji znalazł się Henry, ale i tym razem bramkarz Barcelony uchronił swój zespół od straty gola. Po kilku minutach akcja znów przeniosła się na drugą stronę boiska. I wreszcie Barcelona miała powody do radości. W 76. minucie Henrik Larsson lekkim, ale technicznym podaniem skierował piłkę do Eto'o, ten wyszedł na czystą pozycję i z dwóch metrów strzałem po ziemi pokonał bramkarza Arsenalu. Cztery minuty później szala zwycięstwa przechyliła się na stronę Barcelony. Asystę znów zaliczył Larsson. Szwed przy linii końcowej boiska podał do środka, a tam czekał Juliano Belletti, który posłał piłkę do bramki między nogami Almunii. To zupełnie wystarczyło piłkarzom ze stolicy Katalonii - w padającym deszczu podopieczni Franka Rijkaarda już do końca kontrolowali przebieg wydarzeń na boisku i utrzymali prowadzenie do końca. - Zagraliśmy świetnie, ale długo nie mieliśmy szczęścia i nie zdobywaliśmy gola. Potem to się zmieniło - powiedział grający w Barcelonie Portugalczyk Deco, który przed tym meczem był jedynym piłkarzem z obydwóch drużyn, znającym smak triumfu w LM. W 2004 roku wygrał Ligę z Porto. FC Barcelona - Arsenal Londyn 2:1 (0:1) Bramki: Eto'o (76.), Belletti (81.) - Campbell (37.) FC Barcelona: Victor Valdes - Oleguer (71. Juliano Belletti), Rafael Marquez, Carles Puyol, Giovanni van Bronckhorst; Deco, Edmilson (46. Andres Iniesta), Mark van Bommel (61. Henrik Larsson) - Ludovic Giuly, Ronaldinho, Samuel Eto'o. Arsenal: Jens Lehmann - Emmanuel Eboue, Kolo Toure, Sol Campbell, Ashley Cole - Robert Pires (20. Manuel Almunia), Gilberto, Fredrik Ljungberg, Francesc Fabregas (75. Matthieu Flamini), Aleksander Hleb - Thierry Henry. Sędziował Terje Hauge (Norwegia). Czerwona kartka - Lehmann (19.). Zobacz galerię zdjęć z meczu Barcelona - Arsenal Zobacz galerię z fety kibiców FC Barcelona