67. minuta meczu z Olympiakosem powinna być przełomowa dla Kuby Błaszczykowskiego. Szukający swojej szansy na oderwanie się od ławki rezerwowych kapitan reprezentacji Polski zmienił snującego się po boisku Shinjiego Kagawę i od razu dostał prezent od losu. Długie podanie na wolne pole zdezorientowało obrońców myślących o zostawieniu Polaka na spalonym. Skrzydłowy Borussii sam był jednak tak zaskoczony, że zamiast wyrównać stan meczu na 2-2, w panice kopnął piłkę obok bramki. Zupełnie inna wersja "Kuby" niż w biało-czerwonym stroju, kiedy decyduje o losach zespołu. W takich akcjach, jak ta z 67. min rozstrzygają się zwykle losy nie tylko pojedynczych graczy, ale też drużyn i celów, które przed nimi stoją. Błaszczykowski zawalił w kluczowej chwili, i całą bieganiną przez pozostałe 23 minuty nie był w stanie tego odrobić. Borussia przegrała drugi z kolei mecz i na półmetku walki o 1/8 finału ma zaledwie jeden punkt będąc na ostatnim miejscu w grupie, w której liderem jest Arsenal przeżywający najgłębszy kryzys w erze Arsene'a Wengera. Mistrz najsłabiej z niemieckich drużyn Zanosi się wręcz na kompromitację drużyny typowanej na rewelację tej edycji Champions League. Borussia gra zdecydowanie najsłabiej z wszystkich drużyn niemieckich, o poziom Bayernu w ogóle się nie ociera, ale nawet Bayer osiąga od niej zdecydowanie więcej. Klasyczny, niemiecki styl drużyny z Leverkusen zamęcza rywali, podczas gdy zespół Juergena Kloppa zatracił większość swoich atutów. W ubiegłym sezonie podziwialiśmy ciekawą mieszankę hiszpańskiego, kombinacyjnego futbolu z niemiecką dyscypliną. Tak grała Borussia, co dało jej tytuł mistrza Niemiec, wystarczyło do fantastycznego zwycięstwa 3-1 w Monachium na Allianz Arena kilka dni po tym jak Bayern w 1/8 finału Champions League pokonał Inter na San Siro. Klopp wykreował drużynę, a ta indywidualności: młodych, świetnych piłkarzy w każdej formacji takich jak Lucas Barrios, Shinji Kagawa, ale przede wszystkim Mario Goetze, Mats Hummels, Marcel Schmelzer, czy Kevin Grosskreutz powoływani do reprezentacji Niemiec. Dziś nikt z nich nie gra na swoim poziomie. Niedawny debiutant w drużynie Joachima Loewa Ilkay Guendogan kompletnie nie radzi sobie z zastąpieniem Nuriego Sahina, Kagawa człapie, kryzys formy ma nawet Goetze kreowany na największego niemieckiego geniusza. Zamiast uporządkowanej, kombinacyjnej gry i wysokiego pressingu dominuje chaos, bieganina i niepewność przy każdym kopnięciu piłki. Tak jak u rezerwowego Błaszczykowskiego w 67. min spotkania w Pireusie. Borussia nie przypomina już orkiestry Słabiutko spisuje się nawet kierowana przez Hummelsa defensywa, nawet objawienie poprzedniego sezonu Bundesligi Łukasz Piszczek gra z zaciągniętym hamulcem. W tej sytuacji odpowiedzialność za zespół bierze na siebie Robert Lewandowski, który jeszcze niedawno musiał drżeć o miejsce w podstawowej jedenastce. Borussia nie przypomina już orkiestry symfonicznej, a Klopp charyzmatycznego dyrygenta. Na półmetku fazy grupowej mistrz Niemiec znalazł się w sytuacji krytycznej, nie mogąc nawet marzyć o pozycji, jaką wypracował sobie niedawny rywal Wisły Kraków APOEL Nikozja. Skromniutka drużyna z Cypru jest rewelacją Champions League, umiała nie tylko pobić Zenit Sankt Petersburg, ale też zdobyć punkty w wyjazdowych meczach z ćwierćfinalistą poprzedniej edycji (Szachtar) i triumfatorem Ligi Europejskiej (FC Porto). W rundzie rewanżowej zespołowi Lewandowskiego, Piszczka i Błaszczykowskiego nie wystarczą już nawet dwa zwycięstwa na Signal Iduna Park. By marzyć o wyjściu z grupy Borussia będzie musiała wygrać także na The Emirates w Londynie. Czy to jednak w ogóle realne, jeśli tak bezdyskusyjnie przegrywa się w Pireusie? Jak na razie dortmundzki slogan o "niemieckiej Barcelonie" Europa zupełnie zapomniała. <a href="http://dariuszwolowski.blog.interia.pl/?id=2151793">Dyskutuj na blogu Darka Wołowskiego</a>