Siedem pozostałych spotkań inauguracyjnej kolejki Champions League oglądało łącznie 288,5 tys. ludzi, co daje średnią 41,2 tys. na spotkanie. Największym zainteresowaniem cieszyły się mecze grupy C - Realu Madryt z Manchesterem City (70 381) i Borussii Dortmund z Ajaksem Amsterdam (65 829). Konfrontacje w gr. B i C śledziło na trybunach po 23-30 tys. osób, ale już na meczu Paris St. Germain - Dynamo Kijów w gr. A było 42 536 fanów. Statystykę zaniżyła niewielka widownia na stadionie Masimir w stolicy Chorwacji. "Gdzie są kibice? Dlaczego na mecz z FC Porto przyszło tylko 5000 ludzi?" - napisał dziennik "24 sata" i zorganizował sondę wśród internautów, szukając w ten sposób odpowiedzi. Niemal połowa głosujących twierdzi, że powodem są ceny wejściówek. O ile na konfrontację z NK Maribor w ostatniej rundzie kwalifikacyjnej kosztowały po 1 i 10 kun, czyli odpowiednio 56 groszy i 5,6 zł, to, aby obejrzeć "Smoki" z Porto trzeba było zapłacić od 200 do 400 kun (112-224 zł). Władze Dinama przygotowały też pakiety na trzy spotkania grupowe LM w cenie od 333 do 999 kun (ok. 187-561 zł). Zdecydowanie mniej kibiców wybierało inne opcje odpowiedzi. Drugie miejsce "zajęła" osoba prezesa klubu Zdravko Mamica ("nie idę na mecz, dopóki on jest na czele Dinama"), a najrzadziej wybieraną dotyczącą najzagorzalszych sympatyków - "Bad Blue Boys". W innym tonie wypowiadał się z kolei wicepremier Radimir Cacic. "Ludzie nie rozumieją, co oznacza Porto w świecie futbolu. Nie mają pieniędzy? Ale mają na różne inne rzeczy, np. papierosy" - powiedział. Według chorwackich mediów, w historii LM były tylko dwa mecze z mniejszą frekwencją na trybunach: w 1995 roku duński Aalborg podejmował FC Porto (2-2) w obecności 3950 widzów i dwa lata później spotkanie słowackiego FC Koszyce z Feyenoordem Rotterdam (0-1), w bramce z Jerzym Dudkiem, oglądało 2662 osób.