Ta batalia będzie szczególna. W ciągu niecałych dwóch tygodni Tottenham zmierzy się z mistrzami Anglii aż trzykrotnie. Oprócz Champions League, także w lidze. Wspomnienia Pepa Guardioli, te sprzed roku, są ciągle żywe. Wtedy też Manchester City był uznawany za jednego z głównych kandydatów do końcowego zwycięstwa w Lidze Mistrzów i też trafił w ćwierćfinale na rywala z Premier League. "Citizens" jednak dość boleśnie odbili się od Liverpoolu. Jak od ściany. Porażka w pierwszym meczu na Anfield Road 0-3 praktycznie przesądziła o awansie, a kolejna przegrana w rewanżu na Etihad Stadium (1-2) tylko dopełniła czary goryczy. W końcu te setki milionów euro wydane na transfery za czasów katalońskiego trenera (dzisiaj to już 440) miały służyć też temu, aby zwojować coś na arenie europejskiej. Dlatego dzisiaj Pep Guardiola jest jeszcze bardziej ostrożny. Wie, że to nie będzie łatwy dwumecz. Tym bardziej, że jego drużyna walczy ciągle o poczwórną koronę, której zdobycie byłoby wydarzeniem bez precedensu. A jeśli dodamy do tego Tarczę Dobroczynności, wywalczoną na początku sezonu - tych triumfów może być nawet pięć. Puchar Ligi, to najmniej znaczące trofeum już jest, ale dołożyć do tego Cup (finał z Watfordem), kolejny tytuł w Premier League (walka z Liverpoolem) i jeszcze na deser Ligę Mistrzów? Cel jest ambitny. Nawet bardzo. Guardiola mówi, że ciągła walka na tych wszystkich frontach jest na tym etapie sezonu jak "cud". A wygranie wszystkich batalii "prawie niemożliwe". Z akcentem na "prawie". "Jeden z najważniejszych meczów w mojej karierze" Dla Tottenhamu rywalizacja z Manchesterem City na arenie europejskiej ma wymiar szczególny. Co najmniej z dwóch powodów. Sportowo to szansa, jaka nie zdarza się drużynie z północnego Londynu zbyt często. Co z tego, że przed rokiem, jeszcze na wcześniejszym etapie, gracze Mauricio Pochettino zostawili po sobie znakomite wrażenie w starciu z Juventusem, skoro ostatecznie dali się wyeliminować. W tej edycji jest już dużo lepiej, bo Borussia Dortmund nie miała wiele do powiedzenia w 1/8 finału, ale dopiero awans do najlepszej czwórki byłby historycznym sukcesem. Dotychczas tylko raz Spurs grali w ćwierćfinale Ligi Mistrzów, przed ośmioma laty (nie licząc Pucharu Europy z początku lat... 60), i musieli uznać wyższość Realu Madryt. Dlatego Argentyńczyk Pochettino doskonale wie, jaka jest stawka i jak może przejść do klubowej historii, zanim niechybnie ściągnie go klub o jeszcze większej renomie. - Myślę, że to będzie jeden z najważniejszych meczów w mojej karierze. Mówiąc wprost, dla nas to jest bonus, że możemy wystąpić w ćwierćfinale Ligi Mistrzów. Ale nie chcemy na tym poprzestawać, chcemy wygrać, bo celem jest awans do półfinału - mówi trener Tottenhamu. Paradoks "Kogutów" polega na tym, że przeciwko Borussii nie dali sobie strzelić żadnego gola, ale w fazie grupowej stracili ich aż dziesięć. Żadna z drużyn będących cały czas w wyścigu o finał w Madrycie nie ma gorszego bilansu. A kto jak kto, ale Sterling, Gabriel Jesus, Sane czy wracający do pełnej dyspozycji Aguero (jego występ stoi jednak pod znakiem zapytania) potrafią być skuteczni, co pokazali, roznosząc bezradne Schalke (10-2 w 1/8 finału). Jest jednak drugi powód, dla którego gospodarze będą podchodzić do meczu z "Citizens" z mocniej bijącym sercem. Nie minął jeszcze tydzień, jak "Spurs" zagrali po raz pierwszy na swoim nowym stadionie, po wielu miesiącach gościnnych występów na Wembley. W świątyni angielskiego futbolu na pewno nie było im źle, ale powrót do siebie, na nowe-stare śmieci, ma jednak inny wymiar. Ligowa inauguracja z Crystal Palace (2-0) wypadła dobrze, teraz czas na Ligę Mistrzów. Czy te szczególne okoliczności dodadzą Harry'emu Kane'owi skrzydeł czy nałożą dodatkową presję i spętają nogi? Oto jest pytanie. "Nowy stadion? W ogóle mnie to nie rusza" - Wszyscy mówią o tym nowym stadionie, jakby to było coś szczególnego. Ale przecież każda drużyna ma swój stadion, wszyscy mają też kibiców. Pewnie w tym spotkaniu będą przeżywać trochę więcej emocji, ale nie sądzę, żeby to miało większe znaczenie. Szczerze mówiąc, w ogóle mnie to nie rusza - mówi pomocnik Manchesteru City Kevin De Bruyne. W zasadzie każdy sposób jest dobry, żeby rozładować coraz większe napięcie. Szczególnie, gdy walczy się na tylu frontach co Belg i jego koledzy. I gdy Liga Mistrzów pozostaje priorytetem. Nawet jeśli Pep nie powie, że kolejny tytuł w Premier League jest mniej ważny. Remigiusz Półtorak <a href="https://wyniki.interia.pl/rozgrywki-P-liga-mistrzow-cwiercfinaly,cid,636,rid,3566,sort,I" target="_blank">Zobacz, kto z kim gra w Lidze Mistrzów</a>