<a href="https://wyniki.interia.pl/rozgrywki-P-liga-mistrzow-cwiercfinaly,cid,636,rid,3566,sort,I" target="_blank">Liga Mistrzów. Zobacz, kto z kim gra</a> Aż chciałoby się napisać, że na tym poziomie nie ma już słabych drużyn; że każde rozstrzygnięcie jest możliwe. A tym bardziej w kompletnie nieprzewidywalnej ostatnimi czasy Lidze Mistrzów, która naprawdę potrafi zaskoczyć. Ale nie ma bodaj w tegorocznym ćwierćfinale innej pary, w której różnica poziomu - przynajmniej na papierze - byłaby tak widoczna. Liverpool ma przewagę i basta. Także psychologiczną. Kto bowiem udzielił Portugalczykom najbardziej srogiej lekcji w ostatnich latach w Champions League? Była 1/8 finału ubiegłorocznej edycji, los skojarzył te same drużyny i już w pierwszym spotkaniu na Estadio do Dragao gracze Juergena Kloppa przesądzili sprawę awansu. 5-0! O taki wynik zatroszczyło się solidarnie zabójcze trio Salah-Firmino-Mane, choć gwiazdą pierwszej jasności był wówczas ten ostatni, autor hat-tricka. Dzisiaj największym atutem Liverpoolu też będzie ta trójka, choć tym razem największe światła są zwrócone na Egipcjanina. Dlaczego? Mohamed Salah długo czekał na przełamanie. On, król strzelców i najlepszy zawodnik Premier League w ubiegłym roku, przez osiem meczów nie mógł trafić do siatki. Dla takiego napastnika w takim momencie sezonu to niemal wieczność. Dlatego trzeba było widzieć jego radość, gdy w piątek przełamał wreszcie fatalną passę w meczu z Southampton (3-1) i to po indywidualnej akcji, którą można oglądać bez końca. Dzięki temu "The Reds" wrócili na pozycję lidera Premier League i mają dwa punkty przewagi nad City (choć również jeden mecz więcej). Egipcjanin właśnie na to czekał i właśnie teraz, przed ważną batalią z Porto. Co więcej, pokonując bramkarza “Świętych", zaliczył 50. bramkę w barwach Liverpoolu i pobił dziesięcioletni rekord Fernando Torresa, który potrzebował 72 występów, aby dojść do tej liczby. Egipcjanin tylko 69. - Nikt nie miał mu za złe, że nie strzelał goli. Nikt też nie podważał jego umiejętności. Tym bardziej, że Mo cały czas ciężko trenował. Wiedział, że drużyna za nim stoi i że wcześniej czy później bramki znowu zaczną padać - mówi o Salahu trener Liverpoolu Juergen Klopp. Najlepszy piłkarz Afryki ubiegłego roku odzyskał zaufanie na boisku, ale cała drużyna ma je od dawna. “The Reds" nie przegrali od pierwszej połowy stycznia, a ostatnią serię mają wręcz znakomitą - pięć meczów, pięć zwycięstw, 14 goli strzelonych. Jedyny minus - w każdym z tych spotkań również przynajmniej jednego tracili. - Jesteśmy w gazie. Widzę to także na treningach - zapewnia Klopp. I jeszcze jedna uwaga; podczas gdy Salah miał słabszy okres, za strzelanie goli wziął się Sadio Mane, który w tym roku trafił już 11 razy, w tym dwukrotnie przeciwko Bayernowi. Znaczy - finaliści Ligi Mistrzów sprzed roku zawsze mogą na kogoś liczyć. Eder Militao i Marega. Conceicao na nich liczy Jak na tym tle prezentuje się Porto? Na pewno nie tak, aby nastawiać się na kolejne 0-5. Od ubiegłego roku zmieniło się wiele, szczególnie w defensywie. Pepe, który wrócił do rodzinnego kraju po długiej europejskiej wędrówce, nabrał wiele pewności siebie i teraz chętnie posługuje się retoryką słyszaną tu i ówdzie w ustach Critiano Ronaldo. - Wygrałem Ligę Mistrzów już trzy razy i w tym sezonie wygram po raz czwarty, jeśli tylko Bóg pozwoli - mówi Pepe, choć na Anfield nie może wystąpić z powodu zawieszenia za kartki. Oświadczenie śmiałe, trochę nawet buńczuczne, ale faktem jest, że Portugalczycy znacznie wzmocnili obronę. Rządzi w niej nie tylko aktualny mistrz Europy i wieloletni zawodnik Realu, ale przede wszystkim Eder Militao, na którego talencie “Królewscy" już się poznali, kupując go na kolejny sezon za 50 mln euro. Mówiąc bardziej obrazowo, Porto robi kolejny złoty interes, bo Brazylijczyk został kupiony z Sao Paulo za 7 milionów. W ataku gracze Sergio Conceicao też są groźni. Jeśli Liverpool ma swoje złote trio, to Porto może pochwalić się Moussą Maregą. Malijczyk francuskiego pochodzenia, który urodził pod Paryżem w tej samej miejscowości, co Thierry Henry i Anthony Martial, nie strzela może tak obficie w lidze portugalskiej jak w ubiegłym sezonie, ale za to w Lidze Mistrzów jest w klasyfikacji tuż za... Robertem Lewandowskim i Leo Messim. Co więcej, w Champions ma trzy gole więcej od Salaha, a poza pierwszym spotkaniem (z Schalke) trafiał w każdym meczu, w którym grał. Jeśli strzeli też na Anfield, ta przeprawa może być trudniejsza dla Liverpoolu niż się wydaje. Remigiusz Półtorak