Tym razem, na kilka godzin przed rozegraniem pierwszych, ćwierćfinałowych spotkań, największe szanse na awans mają cztery drużyny. Wyjątkowo nie ma wśród nich kilku stałych uczestników Ligi Mistrzów, którzy w ostatnich etapach rozgrywek zwykli odgrywać wielką rolę. Mam na myśli Real Madryt, Atletico Madryt Diego Simeone, czy Bayern Monachium i Borussię Dortmund. Tym razem, można powiedzieć, że czeka nas angielski turniej, bo stamtąd pochodzą cztery z ośmiu drużyn (Manchester City, Tottenham, Liverpool i Manchester United). Ale nie wszystkie zespoły są łatwe do zdefiniowania. Na przykład Liverpool, drużyna trenowana przez Juergena Kloppa, która jest coraz dojrzalsza taktycznie. Z charakterystycznym dla niej wysokim pressingiem i nieustającą ruchliwością, dzięki której niemal wszyscy zawodnicy stają się obrońcami, ale też dziewięciu piłkarzy potrafi ruszyć do ataku, a nie tylko śmiercionośny"trójząb" (Mané, Firmino i Salah). Liverpool, któremu w Wielkiej Brytanii udało się utrzymać przewagę przed broniącym mistrzostwa Manchesterem City jest zdecydowanym faworytem w pojedynku z Porto - zespołem, który w 1/8 finału pokonał jedynie średniej wielkości rywala jakim jest Roma. Jedyną niedogodnością, jaką mogliby napotkać “The Reds" byłby gol, którego udałoby się strzelić Portugalczykom na Anfield. Ale uważam, że nawet wtedy Anglicy nie powinni mieć wielkich problemów z awansem. Na wyrównany zapowiada się pojedynek na nowym White Hart Lane między Tottenhamem Hotspur i Manchesterem City. W ostatnich sezonach "Spurs" utrzymują się na dobrym poziomie dzięki stabilnemu składowi (Dele Ali, Kane, Eriksen, Lloris) i solidnej obronie. Myślę, że mogą odegrać ważną rolę, zwłaszcza w pierwszym meczu, na własnym stadionie, po kilku miesiącach gościnnych występów na Wembley. Manchester City jest w wielkiej formie i nawet w tym sezonie ma możliwość wygrania nietypowego pokera: po zdobyciu Pucharu Ligi, dotarciu do finału FA Cup ma szansę na wygranie mistrzostwa Anglii i Ligi Mistrzów. Czeka nas zderzenie dwóch różnych stylów. "Citizens", pod rządami Josepa Guardioli, starają się niemal zmonopolizować posiadanie piłki, a Tottenham stawia na estetykę w gry, ale zaczyna się gubić, kiedy rywal zabiera mu piłkę i lepiej nią zarządza. Jest to jednak zespół - odkąd na ławce trenera zasiadł Mauricio Pochettino - wyglądający na dobrze naoliwioną machinę, na której wydajność pracują wszyscy zawodnicy. Interesujące będzie również śledzenie pojedynku dwóch z najlepszych na świecie napastników: Harry'ego Kane’a (Spurs) i Sergia Agüera (Manchester City). Tak jeden, jak i drugi mają za sobą potknięcia w poprzednich etapach swojej europejskiej kariery, kiedy - podobnie jak teraz - z ich postawą wiązały się wielkie oczekiwania. Dla zespołu Guardioli, z psychologicznego punktu widzenia, ciężarem jest fakt, że podbój Ligi Mistrzów z Manchesterem na razie mu się nie udał. Podobny problem ma PSG. I ten aspekt może być największą przeszkodą do wygrania tego dwumeczu. Po zasłużonym wyeliminowaniu Realu Madryt i to na Santiago Bernabeu, Ajax okazał się być największym przebojem 1/8 finału. Teraz jednak, mając za rywala silny Juventus, a przede wszystkim Cristiana Ronalda, Włosi sytuują się jako pewni kandydaci do awansu do półfinału. Pamiętajmy, że rewanżowy mecz zostanie rozegrany w Turynie, gdzie przed miesiącem poddać się musiało nawet Atletico Madryt, które w pierwszym meczu wygrało różnicą dwóch bramek. Można odnieść wrażenie, że Juventusowi, który w ostatnich latach zawsze był blisko wygrania Ligi Mistrzów, brakowało jakiegoś dodatkowego, pobudzającego składnika. Czegoś, co pomogłoby wykonać ostateczny skok i to w momencie, kiedy w lokalnych rozgrywkach drużyna po raz ósmy z rzędu zdobyła “scudetto" - mistrzostwo Włoch. Teraz do kolekcji "Starej Damie" brakuje tylko Pucharu Ligi Mistrzów. Bez wątpienia perłą, której brakowało, był angaż niesamowitego zdobywcy bramek, Cristiana Ronalda, którego gra przyniosła już drużynie owoce. Największym problemem, z jakim może się zmierzyć Juventus, to niebezpieczeństwo, że Ajax odbierze Włochom dominację nad piłką, o ile De Jongowi uda się zabierać piłkę Pjaniciowi i dobrym skrzydłowym. Myślę, że Juventus jest niebezpieczny i to we wszystkich strefach boiska. Dlatego uważam Włochów za faworytów. I na koniec wielki pojedynek między dwoma potęgami, jakimi są Manchester United i FC Barcelona. "Czerwone Diabły" we wręcz cudowny sposób odzyskały w tym sezonie siły, kiedy wydawało się, że wszystko jest dla nich stracone. Przyczyną była katastrofa, do jakiej doprowadził trener Jose Mourinho, z wieloma piłkarzami będącymi w niskiej formą i zagubioną na murawie drużyną. Ale wystarczyło, że Portugalczyka zastąpił Norweg Ole Gunnar Solskjaer, były zawodnik klubu sprzed dwóch dekad, z czasów jego wielkiej popularności, aby drużyna odzyskała animusz, a wielu jej graczy przypomniało sobie, jak dobrze potrafią grać. Przede wszystkim dotyczy to Francuza Paula Pogby - centralnej postaci drużyny. Należy zadać jednak pytanie, czy to wystarczy Manchesterowi United do wyeliminowania Barcelony Lionela Messiego? Moim zdaniem odpowiedź brzmi: "nie wydaje się to możliwe". United potknął się już, kiedy w tabeli Premier League chciał wskoczyć ponad piąte i szóste miejsce, które teraz zajmuje. W 1/8 finału, w meczu z PSG w Paryżu nie został wyeliminowany z Champions, dzięki przypadkowemu rzutowi karnemu podyktowanemu przez sędziego w ostatnich sekundach meczu. Pamiętać też trzeba, że na wielu ważnych pozycjach (obrona, skrzydłowi) zespołowi brakuje kluczowych graczy. Inaczej niż w Barcie, która dotarła do ćwierćfinału LM, mając już niemal w kieszeni mistrzostwo Hiszpanii, do tego jest w finale Pucharu Króla. "Dumie Katalonii" spokoju i skrzydeł dodaje świadomość, że może liczyć na geniusz Messiego, gotowego do podołania każdemu zadaniu, w każdym momencie meczu. Do tego, jakby tego wszystkiego było mało, drugi mecz rozegrany zostanie na Camp Nou, w Katalonii. A tam, w Barcelonie, zespół jest niemal nie do pokonania. Mimo że przed dwudziestoma laty, podczas finału Champions League, stadion był miejscem niezwykłego zwycięstwa United, w ostatniej minucie, nad Bayernem, ze Solskjaerem jako bohaterem spotkania. Wydaje się to jednak bardziej wydarzeniem historycznym niż piłkarską regułą. Wbrew temu, że Barcelona, odkąd u steru jej stanął Ernesto Valverde - konserwatywny trener, ma za sobą wiele słabych występów, to Valverde potrafił ustawić atak i wykorzystać potencjał urugwajskiego strzelca Luisa Suáreza. Dlatego to Barcelona jest wielkim faworytem do przejścia do półfinału. Sergio Levinsky