Pana FC Porto, gdy w 1987 roku pokonało w Wiedniu Bayern Monachium 2-1, nie było faworytem. Czy ewentualne zwycięstwo Atletico byłoby w sobotę niespodzianką? Józef Młynarczyk: Nie sądzę. Przecież Atletico zdobyło właśnie mistrzostwo Hiszpanii. O czymś to świadczy. Podobnie jak dotarcie do finału Champions League. Dla mnie drużyna Diego Simeone to kolektyw niesamowicie zmotywowany przez trenera. Tam nie ma gwiazd typu Ronaldo czy Messi, za to bardzo ambitny zespół, który łatwo skóry nie odda. Real jest uważany za faworyta, ale po cichu liczę na Atletico. Ogromne serce, wola walki, wiara i zespołowość. Niesamowita determinacja ludzi, którzy świetnie się rozumieją. Właśnie to może zwyciężyć. Atletico jest więc trochę jak pana FC Porto w 1987 roku. - Nie dawano nam praktycznie żadnych szans. Po przylocie do Wiednia dowiedzieliśmy się, że bukmacherzy stawiają zdecydowanie na Bayern. Klub z Monachium był wówczas naszpikowany gwiazdami światowego formatu, ale na boisku wszystko potoczyło się inaczej. Czy świadomość, że jest się skazywanym na porażkę, może dodatkowo zmotywować przed takim spotkaniem? - Wszystko zależy od ludzi, każdy przypadek jest inny. Nie wiadomo, co kto sobie weźmie do serca. Myślę jednak, że w przypadku piłkarzy na takim poziomie nie trzeba już dodatkowej motywacji. Po prostu na wielkich zawodników to nie działa. Każdy wie przed finałem, po co przyjechał. I każdy chce zagrać mecz swojego życia, bo taka szansa może się już nie powtórzyć. A jak to wyglądało w waszym przypadku w 1987 roku? - Uznawanie Bayernu za zdecydowanego faworyta przyjęliśmy ze spokojem. Uważam natomiast, że za bardzo bojaźliwie rozpoczęliśmy finał na Praterze. W pierwszej połowie graliśmy zbyt ostrożnie. Losy spotkania rozstrzygnęliśmy dopiero w drugiej części (Porto do 79. minuty przegrywało 0-1 - przyp. red). Trener Simeone powiedział, że finał w Lizbonie będzie bardzo wyrównany. A pan na jakie spotkanie liczy? Spodziewa się pan dogrywki? - Tak. Atletico jest świetnie przygotowane psychicznie i fizycznie, bez problemów wytrzymuje spotkania. To może być mecz walki. Wiadomo, dwie hiszpańskie drużyny, na dodatek derby. Nikt nie będzie kalkulował, każdy zechce pójść na "maksa". Może zdarzyć się jedna, druga czerwona kartka. Niewykluczone, że niektórzy zawodnicy skoczą na siebie jak koguty. Oczywiście wolałbym, żeby to było efektowne spotkanie, przecież na boisko wyjdą dwa znakomite zespoły. Czekam na piękny finał, ale mogę się trochę zawieść. Atletico, jak sam pan przyznał, to kolektyw, a Real wielkie gwiazdy. Sobotni finał pokaże, która droga przynosi sukces. - Bardzo dużo będzie zależało od dyspozycji Cristiana Ronalda. Od tego, kto go będzie pilnował, w jakiej odległości, jakim systemem itd. To zresztą oczywiste, przecież mówimy o niesamowitym piłkarzu. Jestem również ciekawy, jak zagra Angel Di Maria. Zawodnik, który może podać "na centymetry", w taki sposób, że wystarczy kopnąć do pustej bramki. <a href="http://nazywo.interia.pl/relacja/real-madryt-atletico-madryt-w-finale-lm,4010" target="_blank">Zapraszamy na relacją na żywo z finału LM Real Madryt - Atletico Madryt!</a><a href="http://m.interia.pl/na-zywo/relacja/real-madryt-atletico-madryt-w-finale-lm,id,4010" target="_blank"></a> <a href="http://m.interia.pl/na-zywo/relacja/real-madryt-atletico-madryt-w-finale-lm,id,4010" target="_blank">Relację można również śledzić na urządzeniach mobilnych</a>