Taki wyrok był do przewidzenia. Odnosi się on jednak do formy, a nie do meritum całej sprawy. W największym skrócie: 13 czerwca ubiegłego roku izba śledcza tzw. finansowej kontroli klubów (ICFC) działająca przy UEFA stwierdziła, że paryski klub nie powinien podlegać żadnym sankcjom, ponieważ spełnia wymogi finansowego fair play (FFP). Przypomnijmy, to instrument wprowadzony w życie przez poprzednie władze europejskiego futbolu i zakazujący klubom nadmiernego zadłużania się, a mówiąc jeszcze dokładniej - wydawania najwyżej 30 mln euro więcej od wpływów w okresie ostatnich trzech sezonów. Nieoczekiwanie we wrześniu decyzja została zmieniona. Izba sądowa tej samej instancji (ICFC), uważana za bardziej surową, uznała, że kontrakty sponsorskie podpisane przez PSG, przede wszystkim te z organizacjami związanymi z Katarem (który de facto, poprzez własny fundusz, jest właścicielem klubu) są znacznie zawyżone. Trybunał Arbitrażowy ds. Sportu orzekł dzisiaj, że eksperci UEFA zbyt późno zgłosili zastrzeżenia dotyczące ewentualnych nieprawidłowości w bilansie finansowym PSG. Co to oznacza w praktyce? Paryżanie odnieśli małe zwycięstwo, po kolejnej klęsce w Lidze Mistrzów ma to swoje znaczenie, choć na pewno nie rozwiązuje jeszcze problemu. Dla klubu ważne jest to, że nie dodaje kolejnych. Mistrzowie Francji tak czy inaczej będą musieli znaleźć - a w zasadzie znajdować co sezon - górę pieniędzy, aby zabezpieczyć w budżecie koszty utrzymania gwiazd. Bardzo drogich gwiazd. Neymar kosztował 222 mln euro, zarabia ponad 37 mln euro rocznie, w przypadku Kyliana Mbappe to odpowiednio 180 mln i 18 mln. A są przecież jeszcze inni. Dopiero co sprowadzony Leonardo Paredes kosztował, bagatela, 47 mln euro. Szacuje się, że paryżanie zasilani pieniędzmi z Kataru będą musieli w każdym z najbliższych sezonów znaleźć około 150 milionów (w tym jest także sprzedaż piłkarzy), aby zmieścić się w ramach FFP. Pod okiem UEFA będzie również najnowszy kontrakt z grupą hotelową Accor (od przyszłego sezonu na koszulkach), wart 50 mln euro. Państwo Katar, poprzez swój fundusz Qatar Investment Authorithy, ma w tej spółce ponad 10 procent udziałów. Remigiusz Półtorak