<a href="http://nazywo.interia.pl/relacja/bayern-monachium-inter-mediolan,2147">Zapraszamy na relację na żywo z finału Ligi Mistrzów</a> Rzymski finał 12 miesięcy temu był banalnie prosty w odbiorze. Na ławkach siedzieli Aleks Ferguson i Pep Guardiola, na boisku roiło się od piłkarskich gwiazd z Barcelony i Manchesteru, miliony fanów przeżywały jednak wszystko przez pryzmat pojedynku Cristiano Ronaldo z Leo Messim. W symboliczny sposób najlepszy piłkarz świata oddawał "Złotą Piłkę" aspirantowi, co z końcem roku potwierdziły najbardziej prestiżowe plebiscyty FIFA i "France Football". Dwa rozklekotane dyliżansy Gdyby dzisiejszy mecz Bayernu z Interem "zredukować" do symbolicznego pojedynku rewolwerowców, w kowbojski strój i kolty trzeba by wyposażyć Louisa van Gaala i Jose Mourinho. Dominujący jest, bowiem pogląd, że bez pracy i pomysłów obu trenerów, tych drużyn na Santiago Bernabeu by nie było. Jeszcze jesienią Bayern i Inter przypominały "rozklekotane" dyliżansy snujące się bez celu. W fazie pucharowej nastąpiła metamorfoza: u nóg piłkarzy z Giuseppe Meazza i Allianz Arena faworyci padali jak muchy: najpierw Chelsea, potem Manchester United, wreszcie Barcelona. Opromieniony Mourinho wraca na szczyt po sześciu latach. Wtedy po tytuł najlepszej drużyny w Europie poprowadził skromne Porto będące jego autorskim pomysłem. Van Gaal wygrał Ligę Mistrzów z wymyślonym przez siebie Ajaksem 15 lat temu. Czy każdy ruch ich piłkarzy dziś wieczorem odbierać będziemy, jako przejaw strategii trenerów? Nie jest to konieczne. Na Bernabeu zobaczymy najlepszego obecnie bramkarza świata Julio Cesara, najlepszego prawego obrońcę Maicona, miewającego objawienia Wesleya Sneijdera i natchnionego dryblera Arjena Robbena. Aspirujący do tytułu króla strzelców rozgrywek Ivica Olić wymyka się wszelkim klasyfikacjom, przez długi czas nawet van Gaal nie stawiał na Chorwata, jako piłkarza kierującego się sercem, a nie rozumem. Najlepsi z najlepszych, z Realu zapomnieli wyjść po Eto'o To nie musi być nudna i nieczytelna dla kibiców partia piłkarskich szachów rozgrywana na zimno przez trenerów. Brazylijczyk Lucio jest bajecznie wyszkolonym stoperem, który jakimś cudem znalazł wspólny język z argentyńskim zabijaką Walterem Samuelem. 37-letni symbol Interu Javier Zanetti czekał na finał Champions Legue 700 meczów. Macedończyk Goran Pandew przyjechał do Mediolanu jako nastolatek, przez osiem lat błąkał się po innych klubach, aż odkryła go na nowo czarodziejska ręka Mourinho. Dla Samuela Eto'o to jest okazja unikalna - zagra dziś w swoim trzecim finale Champions League - w dwóch poprzednich zdobywał gole (dla Barcelony). Jego europejska podróż zaczęła się w Madrycie. Z grupą innych afrykańskich 15-latków został tam przywieziony przez menedżera, a ktoś z Realu zapomniał wyjść po nich na przystanek autobusowy. Kameruńczyk do dziś wspomina, że z traumy i przerażenia wyrwał go dopiero widok zielonej trawy Santiago Bernabeu. Gdyby ktoś z nas bardzo chciał, może w tej wielkiej grze odkryć polski wątek. Cieniutki jak niteczka. Pamiętamy mecz Belgia - Polska w Brukseli rozstrzygnięty przez Radosława Matusiaka, który zabrał piłkę jak dziecku Danielowi van Buytenowi. Dziś 32-letni Belg jest w finale Champions League, o pięć lat młodszy polski napastnik heroicznie walczył o utrzymanie Ekstraklasy dla Cracovii. Jakiekolwiek byłyby drogi piłkarzy, nasi zawsze kończą na dole, by nie rzec "na dnie". Półtorej godziny od sezonu marzeń zawodowego mordercy piękna futbolu Inter i Bayern są o 90 minut od sezonu idealnego. Z pewnością oba kluby miały w historii sławniejszych piłkarzy, ale potrójnej korony jeszcze nie zdobyły. Kto zasiądzie na tronie opuszczonym przez Barcelonę? Logika podpowiada, że ten, kto ją z niego strącił, czyli Inter z Jose Mourinho. W razie zwycięstwa znów hołdy spadną na Portugalczyka. W przypadku porażki zatriumfują ci, którzy widzą w nim zawodowego mordercę piękna w futbolu. Mourinho z premedytacją bierze światła reflektorów i presję wyniku na siebie. Po to, by piłkarze mieli spokojne głowy. Gdyby dokonać porównania na pozycjach, włoski hegemon ma przewagę w bramce, obronie i pomocy. Tylko atak Bayernu z Oliciem i Robbenem może oprzeć się Mourinho, zrobić miazgę ze starannie opracowanego planu. Inter czeka na Puchar Europy od 45 lat, 38 nie grał w finale. Bayern zagubił się na "zaledwie" dziewięć sezonów - ostatnio barierą był dla niego ćwierćfinał. Przed rokiem, na tym etapie rozbiła go Barcelona strzelając cztery gole w 45 minut gry na Camp Nou. Teraz chciał to powtórzyć Manchester, ale nie pozwolili na to Olić z Robbenem - nowi piłkarze, bez których pomysły ich trenera byłyby bezproduktywne. Już kilkanaście tygodni temu szykując się do finału z Katalończykami Louis van Gaal powiedział, że Bayern jest w stanie wygrać z nimi jeden mecz z dziesięciu. Okazało się jednak, że bawarski klub ma rywala bardziej przystępnego. Z pewnością szanse drużyny z Allianz Arena przekraczają znacznie 10 procent. Bayern wyeliminował już w tym sezonie Juventus i Fiorentinę, gdyby wygrał dziś z Interem stałby się kompleksem całej Italii. W historii Pucharu Europy rozegrano dotąd dwa finały niemiecko-włoskie. Dwa razy faworytem był Juventus, ale w 1983 roku (ze Zbigniewem Bońkiem w składzie) przegrał z HSV, a 14 lat później z Borussią Dortmund. <a href="http://dariuszwolowski.blog.interia.pl/?id=1895744">Dyskutuj na blogu Darka Wołowskiego</a> <a href="http://biznes.interia.pl/news/final-lm-czyli-jak-zarobic-miliony-euro-w-90-minut,1482307">Finał LM, czyli jak zarobić miliony w 90 minut!</a>