<a href="http://nazywo.interia.pl/relacja/fc-porto-arsenal-londyn,1894">ZOBACZ ZAPIS RELACJI NA ŻYWO Z TEGO MECZU</a> Arsene Wenger postawił na polskiego bramkarza ponieważ kontuzji nabawił się Manuel Almunia, pierwszy bramkarz Arsenalu. W ogóle urazy to był największy problem francuskiego menedżera. Oprócz Hiszpana do Portugalii nie mogli pojechać: Robin van Persie, Eduardo, Andriej Arszawin, William Gallas, Alex Song, Kieran Gibbs i Johan Djourou. Z drugiej strony Jesualdo Ferreira, trener "Smoków", nie mógł w środę skorzystać z usług tylko Ernesta Fariasa i Cristiana Rodrigueza. Do gry byli gotowi natomiast Raul Meireles, Hulk i Ruben Micael, który w sobotnim meczu ligowym z Leixoes doznał kontuzji ramienia. Może to brak ogrania, a może presja, ale Fabiański w 11. minucie popełnił duży błąd. Na prawej stronie "urwał się" Varela i płasko dośrodkował w pole karne. Polski bramkarz zrobił krok do przodu chcąc przerwać to zagranie, ale piłka została uderzona w kierunku bramki i Fabiański nie zdążył się cofnąć, wpychając ją sobie do siatki. To był praktycznie gol samobójczy, jednak wersja oficjalna brzmi, że to bramka Vareli. Porto prowadziło zasłużenie, gdyż rozpoczęło mecz z animuszem, od początku osiągając przewagę. Bardzo dobre wrażenie sprawiali skrzydłowi, czyli wspomniani wyżej Varela i Hulk. Problemy z szybkimi napastnikami gospodarzy miał zwłaszcza Sol Campbell. Jednak po stracie gola Arsenal zrazu powoli, a potem odważniej przejmował inicjatywę. Opłaciło się to już w 19. minucie, gdy po dośrodkowaniu Franceska Fabregasa z rzutu rożnego, przedłużeniu piłki przez Nicklasa Bendtnera i zgraniu jej przez Tomasa Rosickiego, właśnie Campbell z kilku metrów wpakował futbolówkę do siatki. Potem mieliśmy jeszcze dwie dobre okazje, po jednej z każdej stron. W 29. minucie strzał Rubena obronił Fabiański, a w 37. "główkę" Bendtnera sparował Helton. Jeżeli w przerwie Wenger zaapelował do swoich piłkarzy o koncentrację na drugą połowę, to ci go nie posłuchali. W 52. minucie popełnili błąd, który zadecydował o ich przegranej. Campbell asekurował rywala, lekko zagrywając piłkę do własnego bramkarza. Fabiański zamiast ją wybić, złapał piłkę, a sędzia odgwizdał rzut wolny pośredni. Gospodarze wykonali go bardzo szybko - Ruben zagrał do Falcao, a ten nie będąc atakowanym, gdyż zawodnicy Arsenalu nie zdążyli się ustawić, posłał piłkę do siatki obok bezradnego Polaka. Więcej goli na Estadio do Dragao już nie zobaczyliśmy i tym samym Porto na rewanż do Londynu, który odbędzie się 9 marca, pojedzie z niewielką zaliczką. To był trzeci mecz w Lidze Mistrzów między tymi zespołami w Porto i klub z Portugalii jeszcze nie przegrał. W sezonie 2006/07 padł bezbramkowy remis, a w ubiegłym, w rozgrywkach grupowych, gospodarze zwyciężyli 2-0. FC Porto - Arsenal Londyn 2-1 (1-1) Bramki: Varela (11.), Falcao (52.) - Campbell (19.). Porto: Helton; Fucile, Rolando, Bruno Alves, Alvaro Pereira; Ruben Micael (85. Fernando Belluschi), Fernando, Raul Meireles (68. Tomas Costa); Silvestre Varela, Falcao, Hulk (81. Mariano Gonzalez). Arsenal: Łukasz Fabiański; Bacary Sagna, Sol Campbell, Thomas Vermaelen, Gael Clichy; Abou Diaby, Denilson, Cesc Fabregas; Tomas Rosicky (68. Theo Walcott), Nicklas Bendtner (82. Carlos Vela), Samir Nasri (88. Emmanuel Eboue). Czytaj też: <a href="http://sport.interia.pl/pilka-nozna/liga-mistrzow/news/bayern-wygrywa-po-golu-ze-spalonego,1440770">Bayern wygrywa po golu ze spalonego</a>