<a href="http://wyniki.interia.pl/rozgrywki-S-liga-mistrzow-faza-grupowa,cid,636,rid,2890,sort,I">Liga Mistrzów - sprawdź terminarz!</a> Od momentu powstania Ligi Mistrzów, która zastąpiła Puchar Europy w 1992 roku minęły 24 lata. Dzisiaj rozpocznie się 25. sezon najlepszych rozgrywek piłkarskich na świecie. Z tej okazji wybraliśmy dziesięć najbardziej niezapomnianych momentów. Nie zabrakło polskich akcentów. Zdewastowana bramka Półfinał sezonu 1997/1998 przyniósł pojedynek Realu Madryt i Borussii Dortmund. Kiedy do rozpoczęcia spotkania na Estadio Santiago Bernabeu zostały minuty, kibice z grupy "Ultra Sur" wdarli się na murek i zdewastowali... jedną z bramek, która była do niego przymocowana. Przedstawiciele Realu, ale i oficjele UEFA nie mieli pojęcia, co z tym zrobić. Ostatecznie mecz opóźnił się o prawie półtorej godziny, a bramkę przywieziono z centrum treningowego "Królewskich". Hiszpańska prasa, która wspomina tamto wydarzenie pisze o hańbie i wstydzie na całą Europę. Real wygrał 2-0, a na Bernabeu wyznaczono specjalne miejsce, gdzie przechowuje się "rezerwową" bramkę. Finał Solskjaera Manchester United w sezonie 1998/1999 triumfował w Lidze Mistrzów. Finał na Camp Nou przeszedł do historii jako jeden z najbardziej spektakularnych powrotów współczesnego futbolu. Prowadzenie Bawarczykom, już w 7. minucie dał Mario Basler. Przez kolejne 83 minuty nic nie wskazywało na to, że prowadzony przez Ottmara Hitzfelda Bayern straci Puchar Europy. Wówczas nadszedł doliczony czas gry, w którym najpierw trafił Teddy Sheringham, a następnie Ole Gunnar Solskjaer. Norweg, który zameldował się na boisku w 81. minucie, otrzymał po meczu łatkę doskonałego jokera, którego wspomina się przy każdej podobnej sytuacji. Łzy Canizaresa i klasa Kahna Zasłużony triumf w najbardziej prestiżowych rozgrywkach na świecie przypadł Bayernowi dwa lata później - w 2001 roku. Finałowym rywalem monachijczyków była Valencia, która w regulaminowym czasie gry i dogrywce ugrała remis z faworyzowanymi Niemcami. Na San Siro w Mediolanie zasłużono konkurs rzutów karnych. Bayern zaczął fatalnie, bo pomylił się Paulo Sergio. Potem błyszczeli bramkarze - Oliver Kahn obronił trzy jedenastki, zaś Santiago Canizares jedną. Hiszpan nie potrafił powstrzymać po meczu łez, a Niemiec, zamiast cieszyć się ze swoim zespołem, podszedł do kolegi po fachu i starał się pocieszyć. Klasa sama w sobie! Deportivo awansuje po porażce 1-4 Deportivo La Coruna wzorem Manchesteru United również pokazało jak należy odrabiać starty. Klub z Galicji zaprezentował jednak sztukę odwracania losów rywalizacji w dwumeczu ćwierćfinałowym z Milanem w sezonie 2003/2004. "El Depor" przegrało 1-4 w pierwszym spotkaniu w Mediolanie i rewanż na El Riazor wydawał się być formalnością. Nie minęło 5 minut, a Walter Pandiani otworzył wynik meczu. Już przed przerwą, Deportivo prowadziło 3-0 i miało awans w kieszeni. Prowadzony przez Carlo Ancelottiego Milan, który bronił tytułu, potrzebował zaledwie gola, aby awansować do półfinału. "Rossoneri" odkryli się i na kwadrans przed końcem stracili czwartego gola, którym Hiszpanie przypieczętowali awans do najlepszej czwórki. Racowisko podczas derbów Mediolanu Rok później, również na etapie ćwierćfinału AC Milan spotkał się z Interem Mediolan. Spotkanie tych dwóch zespołów zawsze wywołuje wyższą temperaturę u kibiców i piłkarzy, ale dwumecz w Champions League na zawsze trafił do historii. "Rossoneri" wygrali pierwszy mecz 2-0 i w drugim objęli prowadzenie w 30. minucie. Fani "Nerazzurrich" w drugiej połowie wywołali zamieszki na trybunach, a w kierunku boiska poleciały race. Sędzia Markus Merk przerwał mecz i piłkarze skupili się na środku boiska. Pech chciał, że nie wszyscy, bo brazylijski bramkarz Dida odrzucał resztki rac z własnego pola karnego i sam oberwał jedną z nich. UEFA przyznała Milanowi zasłużony walkower. Z 0-3 na 3-3 i "Dudek Dance" "Dudek Dance" to nie tylko historia polskiej, ale i, a może przede wszystkim europejskiej piłki. Zanim jednak do tego doszło, Liverpoolu sprawił świat w osłupienie, odrabiając 0-3 do przerwy i przedłużając mecz na Atatuerk Stadium w Stambule z Milanem. Polski bramkarz wsławił się szczególnie interwencją w sytuacji sam na sam, kiedy zatrzymał Andrija Szewczenkę. Ukrainiec, jak i kilku jego kolegów nie sprostali Jerzemu Dudkowi także w decydującej serii rzutów karnych. Liverpool pod wodzą Rafy Beniteza mógł się cieszyć ze zdobycia Pucharu Europy. Przedwczesna radość Ostatnia dekada też przyniosła kilka niezapomnianych momentów. Jednym z nich, jest rzut karny z półfinału Villarreal - Arsenal Londyn. "Kanonierzy" wygrali u siebie 1-0 i w rewanżu wystarczył im bezbramkowy remis, który utrzymywał się do 88. minuty. Wówczas Gael Clichy faulował we własnym polu karnym Jose Mariego i sędzia Valentin Iwanow wskazał na "wapno". Do piłki podszedł lider "Żółtej Łodzi Podwodnej" - Juan Roman Riquelme. Kibice i działacze Villarrealu już zaczęli się cieszyć, nie spodziewając się, że Argentyńczyk może zmarnować szansę. Riquelme uderzył jednak lekko i czytelnie, a Jens Lehmann odbił piłkę do boku, wprowadzając "The Gunners" do finału Ligi Mistrzów. Iniesta na Stamford Bridge Równie ciekawa była końcówka rewanżowego półfinału z sezonu 2008/2009, kiedy na Stamford Bridge w Londynie Barcelona zmierzyła się z Chelsea. Na Camp Nou był remis 0-0, a u siebie "The Blues" szybko objęli prowadzenie. Kiedy wydawało się, że Chelsea awansuje do finału, w ostatniej minucie doliczonego czasy gry, piłka trafiła do Andresa Iniesty, który strzałem w samo okienko bramki zaskoczył Petra Czecha. Radość Hiszpana przeszła do historii, ale nie tylko ten obraz zapisał się w pamięci kibiców. Równie ciekawym obrazkiem z tamtej rywalizacji jest moment, kiedy Michael Ballack biegnie za norweskim arbitrem Tomem Henningiem Ovrebo i próbuje wymusić na nim decyzję na korzyść londyńskiego klubu. Angielska prasa nie zostawiła suchej nitki na rozjemcy, który zdaniem dziennikarzy z Wysp sprzyjał Katalończykom. Poker "Lewego" "El poker de Lewandowski" - tak o wyczynie Polaka w półfinale Ligi Mistrzów w sezonie 2012/2013 pisała madrycka "Marca". Właśnie tak w Hiszpanii nazywa się sytuację, w której zawodnik strzela aż cztery bramki w jednym meczu. "Lewemu" ta sztuka udała się na Signal Iduna Park w Dortmundzie, a BVB wygrało 4-1. Real w rewanżu wygrał 2-0, ale to było za mało i to dortmundczycy awansowali do finału. Jeśli wierzyć plotkom, to właśnie ten mecze sprawił, że prezydent "Królewskich" Florentino Perez zachwycił się Robertem Lewandowskim i chciał sprowadzić Polaka na Estadio Santiago Bernabeu. "La Decima" Na jubileuszowy, dziesiąty Puchar Europy, "Królewscy" czekali jedenaście lat. Zatrudniali trenerów, największe gwiazdy, a happy end przyszedł w 2014 roku na Estadio da Luz w Lizbonie. Dodatkowego smaczku triumfowi dodał fakt, że finałowym rywalem zespołu Carlo Ancelottiego było Atletico Madryt. "La Decimy" nie byłoby jednak, gdyby nie głowa Sergio Ramosa. To właśnie Hiszpan w doliczonym czasie gry wyrównał i doprowadził do dogrywki, po której "Królewscy" wygrali aż 4-1. Autor: Kamil Kania