Dyrektor sportowy Stan Valckx nie będzie się musiał drapać po głowie z tego powodu, że pieniędzy mało, a potrzeby wielkie. Wystarczy, że sprowadzi trójkę klasowych obrońców - dwóch środkowych i lewego, najlepiej takich przed trzydziestką, poza tym bramkarza, który nie będzie zawodził w strategicznych momentach, a Robert Maaskant będzie mógł spać spokojnie. Bez tego, Wisła nie ma co wychylać nosa za granicę. Chyba że wybierze się do Rygi. Ze Skonto udaje się jeszcze wygrywać. Obrazowo rzecz ujmując, we wszystkich pozostałych krainach po piłkarsku biją i to mocno. Szybkość reakcji Michaela Lameya, Kewa Jaliensa, Osmana Chaveza i Juniora Diaza wystarcza, ale na T-Mobile Ekstraklasę. W starciu z solidnymi europejskimi ekipami, jak APOEL Nikozja, BK Odense, czy Twente Enschede defensorzy Wisły wypadają, jakby ktoś w ich grze włączył opcję "slow motion". Można się zastanawiać, czy w czasach Tele-Foniki Wisła miała kiedykolwiek słabszą obronę, niż teraz. Czy para stoperów Bogdan Zając - Jacek Matyja była słabsza od obecnej? Na pewno mniej kosztowała. Dawno też "Biała Gwiazda" nie miała takich dysproporcji między ofensywą a defensywą. Fantastyczny Dudu Biton, który strzela jak na zawołanie, niezły Ivica Iliev (zapowiadał się jednak lepiej), kapitalny Maor Melikson (kontuzja), kontrastują z niezdarnymi defensorami. Rutyniarz Radosław Sobolewski, nawet przy wsparciu Gervasio Nuneza, czy Cezarego Wilka, nie jest w stanie zasypać tej przepaści. Tym bardziej, że nie pomaga w tym Siergiej Pareiko, który początek w Wiśle miał świetny, ale jak tylko do obowiązków ligowych doszły te związane z walką o Europę, golkiper reprezentacji Estonii zaczął się mylić raz za razem. Najbardziej kosztownymi były wpadki z rewanżu z APOEL-em. One jakoś dziwnie rozregulowały naszego Siergieja, który ostatnio co jakiś czas zawala gola. W Enschede nie popisał się przy czwartej bramce. Dwie porażki w Lidze Europejskiej mogły się zdarzyć, bardziej przeraża bilans bramek: 2-7 i fakt, że piłkarze Roberta Maaskanta w LE nie wkładają takiej ambicji, walki, pasji, jakie widzieliśmy w pięciu wygranych spotkaniach eliminacji Ligi Mistrzów. Czy to dlatego, że premie finansowe leżą gdzieś daleko, po ewentualnym wyjściu z grupy, które po dwóch porażkach zdaje się być marzeniem ściętej głowy? Jeśli tak, to profesjonalizm niektórych graczy nie jest najwyższej próby. W Enschede mecz się ułożył mistrzom Polski znakomicie - przeważało Twente, ale to Wisła dzięki fantastycznemu rajdowi Bitona objęła prowadzenia. Gdyby jej piłkarze bardziej bili się na boisku, nie musieliby tego spotkania przegrać, a na pewno nie zakończyłoby się ono takim blamażem. Wbrew temu, że obrona "Białej Gwiazdy" jest na poziomie drużyn broniących się przed spadkiem, a nie walczących o mistrzostwo, czy puchary. Dyskutuj na blogu Michała Białońskiego