Zapraszamy na relację na żywo z meczu FC Porto - Sporting Braga. Początek meczu o 20.45 Jose Mourinho milczy, kiedy pytają go o Luísa André Villas-Boasa, z którym pracował w Porto, Chelsea i Interze. Uczeń nie wypiera się mistrza, choć też nie zwykł rozwodzić się nad przyczynami rozstania po pięciu wspólnych latach. Przekraczając 30. rok życia postawił na samodzielną pracę, dziś jest wschodzącą gwiazdą wśród europejskich trenerów. Doprowadził Porto do mistrzostwa Portugalii, finału Pucharu (22 maja z Guimaraes) i dzisiejszego finału Ligi Europejskiej. Czyli powtarza to, czego dokonał Mourinho w 2003 roku. Rok później "Mou" wygrał też Champions League, być może Villas-Boas nie dostanie już na to szansy. Nie w tym klubie. Od porównań nie uciekną. Ich drogi były podobne, obaj współpracowali z nieżyjącą już angielską legendą Bobby Robsonem. Villas-Boas mieszkał z nim nawet w jednym domu, sędziwy Anglik polubił 17-latka, który przy każdej okazji zadawał wiele niewygodnych pytań. Uczeń Mourinho Villas-Boas pozostanie uczniem Mourinho, ale futbol widzi inaczej. Wystarczy spojrzeć jak grało Porto w 2003 roku, a jak gra teraz. Wtedy bazą była defensywa, dziś drużyna uwielbia kreować, być przy piłce, bić strzeleckie rekordy. Ligę wygrała z 27 zwycięstwami i trzema remisami, zaliczyła 36 spotkań bez porażki, o trzy więcej niż zespół Mourinho. "Największą zaletą Villas-Boasa jest to, że będąc tak młodym człowiekiem doskonale znosi gigantyczną presję" - mówi sędziwy Jesualdo Ferreira, poprzedni szkoleniowiec FC Porto. Jego drużyna grała zbyt asekuracyjnie, więc prezes Pinto da Costa dokonał zmiany. Porto może grać defensywnie wyłącznie wtedy, kiedy wygrywa, jak w czasach Mourinho. Villas-Boas poszedł własną drogą. Potrzebował jednak lidera środka pola, na którego wyznaczył Joao Moutinho. Trzeba było za niego zapłacić Sportingowi Lizbona aż 10 mln euro. Warto było. Drużyna zdobywa masę goli, Hulk został z 22 bramkami królem strzelców ligi portugalskiej, Falcao z 16 jest liderem klasyfikacji najskuteczniejszych Ligi Europejskiej. Drużyna ma składzie aż 15 piłkarzy z Ameryki Łacińskiej i w tym jednym przypomina swojego dzisiejszego rywala. W kadrze Sportingu Braga jest 13 graczy latynoskich. Ci najlepsi odejdą po finale, klub jest za biedny, by ich zatrzymać. Z drużyną żegna się trener Domingos Paciencia przenoszący się do Sportingu Lizbona, a kilku piłkarzy razem z nim. Wszystko wskazuje na to, że dziś w Dublinie Braga zostanie pożarta przez "Smoka" z Porto, ale tak samo mogli myśleć piłkarze Sevilli, Arsenalu, Liverpoolu, Dynama Kijów, czy Benfiki Lizbona, którym skromny zespół z Bragi pokrzyżował plany. Sevillę pozbawił 30 proc budżetu eliminując z Ligi Mistrzów, nie dopuścił też, by w portugalskim finale Ligi Europejskiej zagrały oba krajowe kolosy. "Dokonali już w tym roku tyle, by nie czuć strachu przed nikim" - komentuje Villas-Boas. Trener Porto godzi się na rolę faworyta, ale uważa, że absolutnie nic praktycznego z niej nie wynika. Oni wyeliminowali Lecha Przywilej bezpośredniego poznania klasy graczy z Bragi miał w tym roku Lech Poznań. Kiedy piłkarze Jose Mari Bakero żegnali się z Ligą Europejską czuli zapewne żal do siebie, że sprostali Juventusowi, czy Manchesterowi City, a polegli w batalii z tak skromnym klubem. Skromny zespół upokorzył w tym sezonie wiele potęg wskazując klubom takim jak Lech właściwy kierunek. W portugalskim finale Ligi Europejskiej nie ma nic z przypadkowego zrządzenia losu. Futbol w tym kraju przeżywa rozkwit, każdy europejski kolos chce mieć w składzie piłkarzy wyszkolonych w Portugalii, gwiazdami stają się tamtejsi trenerzy. W 2004 roku prezes Pinto da Costa otrzymał od Romana Abramowicza 5 mln euro, jako zadośćuczynienie za zwolnienie z kontraktu Jose Mourinho. Dziś wszyscy europejscy dziennikarze uśmiechają tylko na pytanie: kto będzie kolejnym trenerem w Chelsea? Dyskutuj na blogu Darka Wołowskiego Liga Europejska: Zobacz statystyki rozgrywek - Kliknij!