Wisła w ostatniej kolejce, 14 grudnia, musi pokonać na własnych śmieciach Twente i liczyć na potknięcie Fulham w starciu w Londynie z BK Odense i wówczas z drugiego miejsca awansuje z grupy K! Zobacz sytuację w Grupie K Ligi Europejskiej! Do składu "Białej Gwiazdy", po dwumiesięcznej przerwie spowodowanej kontuzją wrócił Maor Melikson (po raz ostatni zagrał 25 września w spotkaniu z Ruchem Chorzów), który zaliczył osiem minut gry. Po raz pierwszy po kontuzji z tego samego spotkania z "Niebieskimi", w wyjściowym składzie wiślaków pojawił się Małecki, który pokazał, że znowu jest liderem ekipy! - Przypomina mi się Kazek Kmiecik z dawnych czasów - uśmiechał się Andrzej Iwan, była gwiazda Wisły. Co miał na myśli? Gola na 0-1, którego Dudu Biton strzelił po akcji Łukasza Garguły. "Guła" przedarł się środkiem i oddał do Dudu, który na oddanie strzału miał zaledwie ułamek sekundy, gdyż naciskał go Espen Ruud. Izraelski napastnik zdążył sprytnym dziubnięciem czubkiem buta wprowadzić w bezradność Matsa Toppela. Później Patryk Małecki dowiódł, dlaczego zasługuje na pseudonim "Polski Rooney". Na środku boiska piłkę podał mu Biton. Kontry "Małego" na pewno nie można było nazwać szybką, raczej leniwą. Patryk z lewej strony podciągał pod pole karne powoli, jakby chciał zaczarować obrońców. Ci go w pewnym stopniu zlekceważyli, gdyż młody wiślak miał tylko jednego "anioła stróża", a gdy zaczął zbliżać się drugi, ten pierwszy - Anders Christensen był już minięty, a piłka po mocnym, precyzyjnym strzale Małeckiego lądowała w długim rogu bramki! Dzięki takim akcjom, takim golom wartość piłkarzy rośnie niesamowicie, wprost proporcjonalnie do zainteresowania nimi menedżerów i silnych klubów. Na tezę, że Kazimierz Moskal odmienił Wisłę stanowczo za wcześnie, ale z pewnością obudził w niej ducha walki, który uleciał gdzieś w oparach rozpaczy po przegranej batalii o Ligę Mistrzów. Junior Diaz, Dragan Paljić, czy Osman Chavez popełniali wciąż błędy w obronie, ale dzięki asekuracji, dobremu ustawieniu całego zespołu (wszyscy blisko siebie) nie byli dla rywala miękkim ciasteczkiem do zjedzenia, tylko ciężkim orzechem do zgryzienia. Utwardzonym dodatkowo przez pewne, momentami wręcz ekwilibrystyczne interwencje Siergieja Pareiki. Estoński golkiper odbudował się psychicznie i znowu jest filarem "Białej Gwiazdy". Wiślacy nie zrazili się nie najlepszym początkiem - już po 90 sekundach Odense mogło prowadzić, ale Andreasen główkował z pięciu metrów za wysoko. Mistrzowie Polski na tle rywala wyglądali o niebo lepiej, niż w pierwszym, przegranym w Krakowie 1-3 spotkaniu. Kolejne gole dla Wisły mogli strzelić Andraż Kirm (w 4. Min, w sytuacji sam na sam z bramkarzem uderzył daleko obok bramki), czy Biton (37. min, po minięciu rywala przymierzył z ośmiu metrów, lecz Toppel obronił rękoma). Pareiko najbardziej uratował swój zespół wykazując się nieprzeciętnym refleksem, odbijając piłkę po wrzutce Falka, a także bronią silny strzał Andreasena (36. min). Estończyk bezradny był dopiero w II połowie, gdy po błędzie Michaela Lameya (upadł jak długi otwierając rywalowi drogę do bramki) Rasmus Falk po błędzie zdobył bramkę kontaktową. Na kwadrans przed końcem nasz zespół mógł przypieczętować wygraną, lecz w ciągu 30 sekund Biton zmarnował dwie "setki". Szczególnie szkoda tej drugiej, po błyskotliwym rozegraniu piłki przez Nuneza i Małeckiego, gdy Dudu z 14 m uderzył tuż obok słupka. Grupa K Ligi Europejskiej BK Odense - Wisła Kraków 1-2 (0-2) Bramki: 0-1 Biton (20. z podania Garguły), 0-2 Małecki (29.), 1-2 Falk (52. z podania Utaki). Odense BK: Toppel - Ruud, Hoeegh (15. Reginiussen), Moeller Christensen, Mendy - Johansson, Andreasen, Sorensen, Falk (53. Kadrii) - Skoubo (75. Fall), Utaka. Wisła Kraków: Pareiko - Lamey (79. Jovanović), Chavez, Diaz, Paljić - Wilk, Nunez - Małecki (82. Melikson), Garguła, Kirm (90. Iliev) - Biton. Żółte kartki - Odense BK: Chris Sorensen. Wisła Kraków: Patryk Małecki, Osman Chavez. Sędziował: Laurent Duhamel (Francja). Widzów: 5824.