Faworytem starcia na Estadio do Dragao byli gospodarze. Nie zmieniał tego fakt, że w pierwszym spotkaniu Bayer wygrał u siebie 2-1. Do awansu ekipa z Porto potrzebowała zwycięstwa w najskromniejszych rozmiarach - 1:0. Tymczasem goście dosyć szybko odarli bardziej utytułowanego rywala ze złudzeń. Oba zespoły nie przystąpiły do tego meczu w optymalnych składach. W wyjściowej jedenastce portugalskiej ekipy zabrakło stopera Pepe (na murawie pojawił się po przerwie), z kolei Bayer musiał sobie radzić bez napastnika Kevina Vollanda. Tym bardziej zaskakuje siła ognia, jaką zademonstrowali goście. Wynik konfrontacji otworzył już w 10. minucie Lucas Alario. Stanął oko w oko z Augustinem Marchesinem i mierzonym strzałem umieścił piłkę w siatce. Sędziowie długo zastanawiali się, czy zawodnik Bayeru nie był na pozycji spalonej, ale ostatecznie gola uznali. Pięć minut po zmianie stron prowadzenie "Aptekarzy" podwyższył Karim Demirbay, a drugą tego dnia asystę zaliczył Kai Havertz. Trzecią bramkę 20-latek zdobył już sam. Nie minęła jeszcze godzina gry. Sytuacja gospodarzy była w tym momencie beznadziejna. Do awansu potrzebowali aż pięciu trafień. Porto stać było jedynie na gola honorowego autorstwa Moussy Maregi. Na domiar złego tuż przed końcem spotkania czerwoną kartkę obejrzał wprowadzony w 64. minucie Tiquinho. Dla podopiecznych Sergio Conceicao to był wyjątkowo ponury wieczór... UKi