Tuż przed wczorajszym meczem na Eden Arena kibice Slavii z kartoniady zrobili napis: "Bojovat". Chyba nie spodziewali się, że ich zespół będzie aż tak walczył i awans z Sevillą, pięciokrotny triumfatorem Europa League, wywalczy w tak niesamowitych okolicznościach. W dogrywce jedenastka z Pragi przegrywała już 2-3. Gospodarze nie załamali się jednak, a niesieni dopingiem 19 tys. kibiców najpierw wyrównali, a w ostatniej minucie zadali decydujący cios. "Katem" Sevilli okazał się Ibrahim Traore, 30-letni pomocnik z Wybrzeża Kości Słoniowej, który za naszą południową granicą gra już od kilku lat. Na pomeczowe pytania dziennikarzy czy czuje się bohaterem odpowiadał. - Absolutnie nie. Bohaterem jest cały nasz zespół, wszyscy chłopcy, którzy dali z siebie tyle, ile potrafili. Weźmy choćby takiego Micka van Burena. Był na ławce, wszedł w dogrywce i zdobył bramkę. Cała drużyna zasłużyła na wielkie słowa pochwały. Co do mojego trafienia, to w tym zamieszaniu podbramkowym podałem do Petera Olayinka. Ten znowu odegrał do mnie, a ja uderzyłem na bramkę. Obrońca gości próbował zatrzymać pikę, ale bez efektu - relacjonował Traore. Pomocnika Slavii zapytaliśmy, gdzie jego zespół zatrzyma się w pucharowych rozgrywkach? Teraz, w 1/4 przyjdzie się zmierzyć z samą Chelsea, która wczoraj rozbiła w Kijowie Dynamo aż 5-0. Mecze z londyńczykami 11 i 18 kwietnia. - Mam nadzieję, że w finale (śmiech). Ale zobaczymy jak będzie. Na pewno będziemy gotowi. Walczymy teraz o finał Europa League. To możliwe - uważa Traore. Po raz ostatni Slavia w ćwierćfinale pucharowych rozgrywek grała w 2000 roku. Po wyeliminowaniu Udinese w 1/4, wtedy jeszcze Pucharu UEFA, przyszło się zmierzyć z Leeds United. Anglicy okazali się wtedy lepsi wygrywając w dwumeczu 4-2 (1-2, 3-0). Teraz ma być lepiej. Już jest zresztą sukces i olbrzymie pieniądze, bo w tej edycji pucharowych rozgrywek Slavia, którą od 2015 roku zarządza chiński koncern energetyczny CEFC China Energy Company, zarobiła prawie 7,5 euro, tj. prawie 32 miliony złotych! Nasze kluby o takich pieniądzach mogą tylko pomarzyć... Michał Zichlarz, Praga