Lech zremisował dzisiaj z Żetysu 1-1, a gol Ślusarskiego z 13. minuty właściwie rozstrzygnął kwestię awansu. Napastnik "Kolejorza" przechwycił piłkę po błędzie Sinisy Dobrasinovicia i w sytuacji sam na sam strzelił w lewy róg bramki. Golkiper rywali rzucił się w drugą stronę. Poprzedniego gola "Ślusarz" strzelił w maju ubiegłego roku w Gdańsku. - Byłem krytykowany, ale krytyka być musiała. Ciekawe jest to, że czułem się dobrze, pomagałem drużynie, miałem asysty, tylko nie mogłem gola zdobyć. Jestem zadowolony z tego okresu przygotowawczego, z tego co już jest za nami. Zobaczymy, co będzie dalej - powiedział piłkarz, któremu pod koniec maja urodziły się bliźniaki. Dziś napastnik Lecha chyba... zapomniał zrobić dla nich kołyski. - Nie, nie zapomniałem, bo o takiej rzeczy sie nie zapomina. Chcę tej kołyski w Poznaniu, bo tam urodziły się moje dzieci i powiedziałem o tym kolegom po golu. Jeśli jednak mogę, to chciałbym zadedykować im tę bramkę - stwierdził piłkarz Lecha. Trener Lecha Mariusz Rumak chwalił swojego piłkarza, szczególnie za grę w pierwszej połowie. - Te 20-30 minut jest sygnałem, że Bartek umie grać w piłkę. Początek miał dobry, wypełniał swoje zadania. Gdy opadł z sił, pojawiły się błędy. Gdy nie był w stanie utrzymać piłki w pobliżu pola karnego rywali, to nasze formacje dawały się rozciągać, nie pilnowaliśmy odległości - ocenił szkoleniowiec. Jego zdaniem Lech celowo zwalniał momentami grę. - To było dla nas trudne spotkanie, głównie z uwagi na podróż. Dlatego momentami zespół stawał. Zresztą od razu ustaliliśmy taką taktykę, żeby nie nadawać wysokiego rytmu grze i kiedy będzie okazja, to trochę zwalniać. A Żetysu było bardzo groźne, kiedy odważnie ruszało do przodu - powiedział Rumak. Ślusarski uważa, że mimo gola zdobytego przed przerwą Żetysu nie miało już szans na awans. - Chcieli wygrać i tak pożegnać się z pucharami. Ale awans? Nie. Ta sprawa była rozstrzygnięta już od 13. minuty spotkania. Po prostu w pewnym momencie myśleliśmy, że jest już po sprawie, a kolejne okazje i tak będą. To rozluźnienie było niepotrzebne, dlatego oni mieli doskonałe okazje. My jednak też, ja sam raz zawaliłem pod bramką - mówił piłkarz Lecha.