Hiszpanie nie mają u siebie zbyt wielu obiektów, ale część planują wybudować lub zmodernizować, a część zawodów... zorganizować w Sarajewie. Delegat katalońskiego rządu Erick Hauck w rozmowie z bałkańskim oddziałem telewizji "Al-Jazeera" przyznał, że taki wybór jest naturalny, bowiem stolica Bośni jest miastem partnerskim Barcelony, a przez wielu mieszkańców, ze względu na historyczne stosunki i pomoc Katalończyków dla ofiar wojny w byłej Jugosławii, nazywany "jedenastą dzielnicą Barcelony".Według wstępnego planu w Sarajewie miałyby się odbywać konkursy skoków narciarskich i kombinacji norweskiej, a także sportów saneczkowych i bobslei. - Podjęto już decyzję, że nie będziemy budować toru bobslejowego w Pirenejach, ponieważ nie mamy tradycji w tych dyscyplinach. Dlatego musieliśmy znaleźć inną lokalizację do rozegrania olimpijskich zawodów, gdzie obiekt mógłby zostać wykorzystany również w przyszłości. Odpowiedź na to pytanie była dla nas naprawdę łatwa - to Sarajewo, 11. dzielnica Barcelony! - powiedział Hauck.Wstępny plan organizatorów zakłada, aby zawody na śniegu, czyli biegi narciarskie, snowboard i konkurencje alpejskie, odbywały się w Pirenejach, a zawody na lodzie, takie jak łyżwiarstwo figurowe i szybkie czy hokej w Barcelonie. Dla sportów saneczkowych i skoków trzeba byłoby znaleźć inną lokalizację. Najgłośniej mówi się o Sarajewie, choć według mediów w Hiszpanii w grze jest również Courchevel we Francji.- Pireneje to jedyny kurort górski w Europie, w którym nigdy wcześniej nie organizowano igrzysk olimpijskich. Jesteśmy teraz na to gotowi - powiedział Hauck w rozmowie z "Al-Jazeerą". Wygląda na to, że Katalonia bardzo poważnie podchodzi do sprawy i kto wie, czy w 2030 roku zimowe igrzyska nie zawitają właśnie do tego regionu. I czy po prawie 50 latach olimpijski znicz znów nie zapłonie nad Sarajewem.KK