Kariera Michał Żewłakowa, piłkarza solidnego, ale w żadnym razie genialnego, który mimo to pobił rekord występów w reprezentacji (102 mecze), jest jaskrawym dowodem jak zdewaluował się w ostatnich latach status polskiego obrońcy. Wciąż aktualna jest przecież dyskusja, czy to Smuda się myli rezygnując z gracza niemal 36-letniego, czy też mylą się szefowie Legii dostrzegający w nim opokę dla swojej drużyny na nowy sezon. Żewłakow swoje w zespole narodowym dokonał, był na trzech wielkich turniejach (MŚ 2002 i 2006, Euro 2008). Trudno dziś jedynie zgadnąć: jak długo polska piłka będzie czekać na obrońcę jego klasy? Na prawej flance pewniak Piszczek Jedynym kandydatem jest na razie Łukasz Piszczek, prawy obrońca Borussii Dortmund, którego talent eksplodował w ostatnim roku pod czarodziejską ręką Juergena Kloppa. Z bezbarwnego gracza spadającego do II ligi z Herthą przeobraził się w czołowego piłkarza Bundesligi. U Smudy też jest gwiazdą, choć selekcjoner szuka obrońców mniej ofensywnych. Gdyby jednak w jakikolwiek sposób kwestionować pozycję Piszczka w drużynie na Euro 2012, znaczyłoby to tyle, że polska defensywa w ogóle nie istnieje. Lewa flanka: czy wyleczy się Boenisch? A więc na prawej stronie Piszczek. Kto na lewej? Smuda bardzo by chciał postawić na Sebastiana Boenischa z Werderu Brema, który jednak od 8 miesięcy zmaga się z kontuzją kolana. Operowano go dwa razy, były nawet pogłoski, że mając 24 lata zostanie zmuszony do zakończenia kariery. Dziś wiadomo, że jego powrót do zdrowia to kwestia dwóch, może trzech miesięcy, ale całkowitej pewności mieć nie można. Kolejni na liście Smudy są: Marciej Sadlok, który jednak czuje się środkowym obrońcą oraz odradzający się legionista Jakub Wawrzyniak. Selekcjoner myśli też o Piotrze Brożku, ale akurat jego uważa za zawodnika słabego w obronie. Środek defensywy, czyli wielki problem Boki defensywy w drużynie narodowej to jednak mały pikuś wobec środka. W ostatnich meczach grali tam: Tomasz Jodłowiec i Grzegorz Wojtkowiak należąc za każdym razem do najgorszych i najbardziej niepewnych swojej roli na boisku. Rezygnując z Michała Żewłakowa selekcjoner liczył na Arkadiusza Głowackiego. Powoływanie obrońcy Trabzonsporu jest jednak równie wdzięcznym zadaniem, jak trafianie wygranej w totolotka (Głowacki tak często jest kontuzjowany). Selekcjoner fantazjuje więc sobie o naturalizacji Manuela Arboledy z Lecha i mającego polską babcię Damiena Perquisa z Sochaux, co może doprowadzić do sytuacji, że językiem obowiązującym w polskim polu karnym podczas Euro 2012 będzie mieszanka hiszpańskiego z francuskim. Wszystko to jest na razie pisane palcem na wodzie, obaj wciąż nie mają polskiego obywatelstwa. Przez dziesięciolecia w polskim futbolu rozpowszechniło się przekonanie, że drużynę buduje się "od tyłu". Solidna defensywa pozwalała na grę z kontry, do której nasi piłkarze wydawali się stworzeni. Ostatnio, w czasach dominacji reprezentacji Hiszpanii, coraz mniej drużyn z premedytacją pozbywa się piłki. Zespół Franciszka Smudy musi być trendy także z innego powodu. Dopuszczanie rywala pod polskie pole karne jest niebezpieczne przede wszystkim dlatego, że zbyt dużo zależy wtedy od graczy, od których powinno zależeć jak najmniej. Dyskutuj na blogu Darka Wołowskiego