Spotkanie towarzyskie z Gruzją to dla "Biało-czerwonych" inauguracja międzynarodowego sezonu 2011/2012. Oznacza to, że podopieczni Franciszka Smudy wkraczają w decydujący etap przygotowań do przyszłorocznych Mistrzostw Europy. Selekcjoner drużyny narodowej, wbrew negatywnej opinii publicznej uważa, że Gruzja to dobry sparingpartner na tym etapie przygotowań. - Piłkarze nie tak dawno wrócili dopiero z obozów. Są obecnie po dwóch spotkaniach ligowych, więc uważam, że poziom ich przygotowania będzie znacznie lepszy niż rok temu, kiedy to mierzyliśmy się Kamerunem - powiedział optymistycznie nastawiony trener biało-czerwonych. Przed meczem z Gruzinami największe zainteresowanie mediów budziła jednak sytuacja w drużynie Łukasza Piszczka. Podkreślał to również nasz selekcjoner, który wziął w obronę występującego na co dzień piłkarza Borussii Dortmund. - Mogę powiedzieć, że byłem dziś na początku spotkania z Łukaszem Piszczkiem. Nasz zawodnik wraz ze swoim menedżerem spotkał się z prezesem Grzegorzem Lato. Myślę, że to była owocna konferencja, bo obecnie wygląda to tak jakby Łukasz był prezesem korupcji w Polsce, a on właściwie był nikim. A zrzutka? On w tym meczu nie zagrał. Mógł się zrzucić na bankiet. Uważam, że się źle tłumaczył, ale to jest bardzo uczciwy facet. Łukaszowi zapewne też już przeszły te nerwy i na pewno wyciągnął już z tego wnioski - podkreślił 63-letni trener. - My problemy z obrońcami to mamy od początku, ale największe kłopoty mamy z zawodnikami ofensywnymi. Ale to nie jest tak, że nie potrafimy zdobywać bramek. Choć pamiętam, że liczyliście mi ilość minut bez strzelonego gola. Jeśli chodzi o obrońców, to teraz przeżywamy taką posuchę w porównaniu do tego, co mieliśmy w latach 70, 80. Myślę, ze jakoś z tego wybrniemy. Jestem optymistą i mam nadzieję, że uda się to jakoś poskładać. Z drugiej strony mogę mówić o pechu, bo odkąd objąłem kadrę nie rozegraliśmy meczu w optymalnym składzie. Bez przerwy dręczą nas kontuzje. Tylko na ostatnim zgrupowaniu brakowało mi siedmiu zawodników - dodał. Po 22 latach piłka nożna na poziomie reprezentacji Polski zawitała ponownie do Lubina. Ostatni raz nasza drużyna w stolicy polskiej miedzi gościła w 1989 roku. Wówczas Polacy zremisowali z ZSRR 1-1. Tamtejsze widowisko zostało jednak zapamiętane z rekordowej frekwencji. Oglądało je ponad 50 tysięcy widzów. - Wiadomo, że teraz ludzie są na wakacjach, ale wierzę, że w środę stadion wypełni się do ostatniego miejsca. Na Dolnym Śląsku istnieje środowisko, które kocha piłkę, dlatego jestem pewien o wspaniały doping. Cieszę się, że ten dwunasty zawodnik będzie z nami - zakończył popularny "Franz", dla którego powrót do Lubina ma znaczenie sentymentalne. W trakcie swojej kariery z powodzeniem prowadził tamtejsze Zagłębie. Konrad Kaźmierczak, Lubin