Kiedyś - jako młody chłopak na studiach w stolicy Dolnego Śląska - podziwiałem na tym obiekcie drugą linię gospodarzy w składzie Ryszard Tarasiewicz, Andrzej Rudy, Waldemar Prusik i Zbigniew Mandziejewicz. Ach, jakie bramki strzelał "Taraś", jak podawał Rudy, jakie wejścia z piłką przy nodze demonstrował "Prus", jak harował na nich wszystkich "Mandzia". Teraz przyszło mi oglądać mecz Polski ze Słowenią na inaugurację eliminacji mistrzostw świata 2010 roku. Na początek jednak oniemiałem. Piłkarzy na murawę - obok sędziów z Islandii - wyprowadził Jan de Zeeuw. Stał w ich towarzystwie także w czasie odgrywania "Mazurka Dąbrowskiego". Jakaś prowokacja, czy co? De Zeeuw w ostatnich tygodniach znalazł się w ogniu krytyki. Menedżer Radosław Osuch zarzucił Holendrowi handel "żywym towarem". De Zeeuw zapowiedział proces. Tyle, że zapowiadał te procesy od kilku miesięcy także kilku innym osobom. A to Janowi Tomaszewskiemu, a to Piotrowi Świerczewskiemu. Na dziś ani widu, ani słuchu na temat rozpraw sądowych. Teraz De Zeeuw grozi Osuchowi. Ten jednak nie pęka. Najpierw ogłasza swoje słowa w blogu, a następnie - już po groźbie Holendra - powtarza w wywiadzie dla "Polski". O co chodzi z De Zeeuwem w czasie odgrywania hymnu? - zapytałem sekretarza generalnego PZPN, Zdzisława Kręcinę. Ten stwierdził: "Taki jest teraz przepis FIFA. Drużynę wyprowadza i towarzyszy jej podczas tej ceremonii przedstawiciel federacji. Kto z naszej strony miał wyjść, jak nie menedżer kadry? Przecież nie prezes Listkiewicz". Okazuje się, że to nie jedyna nowinka. Kolejną są numery na trykotach kadrowiczów. Komitet Wykonawczy FIFA w lipcu 2007 roku przyjął regulamin mistrzostw świata 2010 roku w RPA, podpisany następnie przez prezydenta FIFA Josepha Blattera i sekretarza generalnego Jerome'a. Artykuł 21 tego dokumentu głosi, że w eliminacjach piłkarze zakładają trykoty z numerami od 1 do 18. Jest to napisane expressis verbis. Z tym, że wielkie koncerny sportowe, jak Adidas, Puma, czy Nike chcą wywrzeć nacisk na władze światowej piłki, aby zgodziły się na numery od 1 do 23. Niemiecki magazyn "Kicker" pisze, że gwiazdy światowej piłki już szukają nowej identyfikacji poprzez numery - choćby Argentyńczyk Leo Messi. Dotychczas ten genialny zawodnik był kojarzony z numerem 19, a teraz w kwalifikacjach Ameryki Południowej MŚ 2010 występuje z numerem 18. Polacy tej reguły FIFA na razie nie przestrzegają - w pierwszym składzie we Wrocławiu zagrali Rafał Murawski z 19, Łukasz Piszczek z 23 numerem, a po przerwie Tomasz Bandrowski z 20. Na ławce rezerwowych znalazł się jeszcze Robert Lewandowski z numerem 26. Coś czuję, że PZPN dostanie ostrzeżenie lub nawet karę finansową od FIFA, które wprowadzając regułę numerów 1-18 chciała nawiązać do tradycji i przeciwstawić się szaleństwu "wielkich liczb", które coraz częściej wybierali zawodnicy. Wróćmy jednak do De Zeeuwa. Jestem przekonany, że wszystkie istotne decyzje w kadrze zapadają w gronie Leo Beenhakker - Jan De Zeeuw - Frans Hoek. Już w czasie finałów Euro 2008 mówiłem Państwu na antenie Polsatu Sport, że Hoek - trener bramkarzy - to prawdziwy asystent Leo. Potwierdził to Dariusz Dziekanowski w głośnym wywiadzie dla "Dziennika", potwierdził to w rozmowie ze mną Bogusław Kaczmarek. "Dziekan" i "Bobo", a także Adam Nawałka w sztabie na finały ME 2008 nie odgrywali żadnej roli. Na koniec Beenhakker ich zresztą poświęcił, chcąc pokazać "nowe otwarcie". Mieliśmy je zobaczyć w osobach Rafała Ulatowskiego, Andrzeja Zamilskiego i Radosława Mroczkowskiego. Tymczasem w sobotę o godzinie 18.32 poderwał się z ławki rezerwowych Frans Hoek, wyciągnął plik kartek i kilka z nich zaczął pokazywać szykowanemu do zmiany Markowi Saganowskiemu. Trener bramkarzy zaczął instruować polskiego napastnika! We Wrocławiu siedziałem na wysokości ławki rezerwowych. Nic dziwnego, że do końca meczu zacząłem przyglądać się naszej ławce. Na boisku rozgrywał się dramat biało-czerwonych, którzy tylko remisowali ze Słowenią. Najbliżej Beenhakkera był Hoek i to właśnie on wydawał naszym zawodnikom głośne komendy. Po pierwszym meczu w eliminacjach MŚ 2010 nie mam wątpliwości - istnieje "Pomarańczowa Republika" (czyli Beenhakker-De Zeeuw-Hoek), która rządzi kadrą. A co do wymogu FIFA - wolę, aby z jedenastką biało-czerwonych wychodziła na murawę Marta Alf, oficer prasowy kadry. To naprawdę sympatyczna kobieta, która na co dzień musi tłumaczyć mniej sympatycznego i ostatnio zagubionego Leo. I Polka! Roman Kołtoń