Już wyobrażam sobie, jak wszyscy dmuchalibyśmy balon hasłami: "Skoro pokonaliśmy silnych Niemców, to na mistrzostwach Europy nie tylko wyjdziemy z grupy, ale śmiało możemy walczyć o medal!" i wcale nie przeszkadzałyby nam fakty takie, że niektórzy nasi reprezentanci potykają się o własne nogi, a później "boksują się" z dziennikarzami, by nie nazywać tego błędami. Tak akurat upierał się Jakub Wawrzyniak i teraz można się zastanawiać tylko, kto oszalał - świat, który twierdzi, że to nie był błąd, tylko "wielbłąd", czy on, rozgrzeszający się całkowicie. Prawda jest taka, że różnica między Polską a Niemcami na dzisiaj jest jeszcze większa, niż między kolegami klubowymi z FC Koeln - Sławomirem Peszką i Lukasem Podolskim. Nasz Sławek w sytuacjach sam na sam z bramkarzem, a miał ich trzy, zachowywał się niczym jeździec bez głowy. Gdyby wykorzystał choć dwie szanse, byłby bohaterem całej Polski, a także trafiłby do notesów menedżerów nie takich klubów jak Koeln. Podolski? Oko w oko z naszym bramkarzem znalazł się tylko raz i od razu technicznie przelobował naszego dzielnego Wojtka. Uratował nas tylko minimalny spalony "Poldiego". Technika, głowa na karku, a do tego mocne mięśnie i płuca - tak gra Łukas Podolski. Przepaść między polską a niemiecką piłką jeszcze bardziej niż w sprawach czysto piłkarskich, widoczna jest w organizacji obu ekip. Niemcy wszystko kontrolują. Ledwie zapewnili sobie awans na Euro 2012 i już ogłosili, że ich bazą będzie Oliwski Dwór. O tym, że zagramy w finałach ME dowiedzieliśmy się o cztery lata wcześniej, a jednak do dzisiaj nie ogłosiliśmy, gdzie będziemy stacjonować podczas ME. Naszą polską organizację jeszcze bardziej deklasuje sytuacja, w której Franciszek Smuda, tuż przed meczem z Niemcami, stracił Ludovica Obraniaka. Jeszcze na dwa dni przed meczem dyrektor reprezentacji, Konrad Paśniewski, uspokajał, że jeśli czerwona kartka z meczu z Meksykiem eliminowałaby Ludo z kolejnego meczu, to FIFA przysłałaby taki komunikat. Tymczasem po spotkaniu z Niemcami, twierdził już, że po interwencji prawników reprezentacji Niemiec, sprawa przestała być jednoznaczna. - Gdyby się okazało, że racja jest po stronie Niemców, to Obraniakowi mogła grozić nawet dyskwalifikacja w meczu finału mistrzostw Europy, więc nie było sensu ryzykować - tłumaczył Paśniewski. Sęk w tym, że w tak dużej federacji, jaką jest PZPN, takie "kartkowe" tematy powinny być rozwiązywane błyskawicznie i bez cienia wątpliwości, a nie na zasadzie: "A nuż, rywal nie zaprotestuje". Ta sytuacja dowodzi, że w niektórych momentach Smuda jest sam jak palec. Dyskutuj z Michałem Białońskim na jego blogu - Kliknij tutaj!