"Ligalandsholdet" (reprezentacja ligi) - to jednoznaczne stwierdzenie, jakie znalazłem na duńskiej stronie internetowej. Zresztą w "Gazecie Wyborczej" znajdujemy wypowiedź rzecznika prasowego związku, Jacoba Wadlanda: "Nie uznajemy występów naszej drużyny w Tajlandii jako oficjalnych spotkań reprezentacji". Andrzej Gowarzewski, znakomity autor książek piłkarskich i dokumentalista, też nie pozostawia żadnych złudzeń - obie strony muszą uznać dane spotkanie za mecz międzypaństwowy pierwszych reprezentacji. A skoro Duńczycy ich nie uznają, to nie mogą ich uznać Polacy. Co głosi rzecznik prasowy PZPN Agnieszka Olejkowska: "Mamy mały problem z zakwalifikowaniem tego meczu. Jeszcze nie wiem na sto procent, czy był to oficjalny mecz Polska - Dania". Houston, mamy problem! - chciałoby się zakrzyknąć, wzorem amerykańskich kosmonautów, którzy wyruszyli na podbój Księżyca. PZPN, mamy problem - jeden wielki problem. A w zasadzie mnóstwo mniejszych lub większych problemów - z niemal wszystkim. Przykładem ceremonia otwarcia 40. Pucharu Króla Tajlandii. Polaków brak, pojechali do hotelu, wielce zmęczeni meczem z Danią. A Duńczycy rzecz jasna uczestniczyli. Ceremonia wręczenia medali? Polaków brak - pojechali zwiedzać Bangkok. Jak jeden mąż. Nie było nawet Ireneusza Serwotki , słynnego działacza Odry Wodzisław, który przed meczem z Tajlandią był najważniejszym oficjelem PZPN. No i teraz wychodzi na jaw jeszcze prawda o randze meczu Polska - Dania... Co na to PZPN? Ustami pani Olejkowskiej komunikuje: "Osoba odpowiedzialna za to jest teraz w Tajlandii i mamy trochę problemów, żeby się z nim skontaktować". Szanowna pani Agnieszko, pani kpi, czy o drogę - do Tajlandii - pyta. Tam telefony działają bez problemów - także te PZPN-owskie, o czym świadczą połączenia Franza Smudy ze mną. Wystarczy brać pod uwagę różnicę czasu i wykonać połączenie. Jak u nas jest dwunasta w południe, to tam osiemnasta, jak u nas czternasta, to tam dwudziesta. Telefon działa bez problemu. Halo, Korat? Halo Bangkok? Ciekaw jestem, kto jest "osobą odpowiedzialną w PZPN". Czy nie Zdzisław Kręcina, sekretarz generalny związku? Przecież Zdzisław nie zaszył się - niczym pułkownik Walter Kurtz w "Czasie Apokalipsy" - w pobliskiej Kambodży?! Nie będziemy wysyłać po niego kapitana Benjamina Willarda... PS. Na koniec poważne, a zarazem jakże proste pytanie: dlaczego Dania jasno głosi, że to były spotkania ich reprezentacji ligi, a my kłamiemy, że grała nasza drużyna narodowa? Komu to służy?! ZOBACZ INNE FELIETONY ROMANA KOŁTONIA W INTERIA.PL WSZYSTKO, CO CHCIAŁBYŚ WIEDZIEĆ O REPREZENTACJI POLSKI