INTERIA.PL: Od pewnego czasu jest Pan dyrektorem sportowym ŁKS-u. Jak Pan odnajduje się na tym stanowisku? Tomasz Kłos: - To nie jest dla mnie już nic nowego, zajmuję się tym blisko dwa lata. Początki były trudne, poznawałem nowe środowisko, popełniałem błędy i choć jestem coraz starszy, to wciąż się uczę. Uważam, że w tej funkcji odnajduje się całkiem nieźle, a w ŁKS-ie działam razem z Tomkiem Wieszczyckim. Tworzymy niezły duet. Nie ma Pan wrażenia, że marnuje się pracując tylko w pierwszoligowym klubie? - Nie. Od początku mówiłem, że miejsce ŁKS-u jest w ekstraklasie. Mam możliwość pracy w klubie, w którym spędziłem kilka dobrych lat. Zarówno zaczynałem, jak i kończyłem w nim pierwszoligową karierę. Teraz chcę pomóc ŁKS-owi powrócić na piłkarskie salony, to moje zadanie. Wierzę, że uda się to już w tym sezonie, bo mamy wielką szansę. A Pan nie miał wcześniej propozycji pracy w ekstraklasie? - Nie, nikt mnie nie chciał. Ale nie ma się co dziwić, bo jestem nową postacią w tej branży. Wiele klubów ma swoich ludzi, stawia na byłych piłkarzy, którzy są związani z danym miastem. Praca w ŁKS-ie to jednak nie jedyna "fucha" duetu Wieszczycki - Kłos. Obaj udzielacie się również w telewizji. - "Wieszczu" ma umowę z Canal Plus i robi to, co lubi. On wypowiada się na temat krajowej piłki, a ja w Eurosporcie komentuję Bundesligę. Wieszczycki jest zatrudniony w ŁKS-ie i ocenia polską ligę. Nie uważa Pan, że to nieetyczne? - Nie widzę problemu. Proszę nie zapominać, że póki co jesteśmy w pierwszej lidze, a Tomek wypowiada się na temat Ekstraklasy. Ale jak już awansujemy, zapewne się to zmieni. Trudno jest mi sobie wyobrazić, żeby "Wieszczu" był wówczas w stanie pogodzić te dwie sprawy. Latem sprowadziliście do ŁKS-u kilku ciekawych piłkarzy, m.in. Marcina Mięciela, Jakuba Koseckiego czy Krzysztofa Mączyńskiego. Jakie macie plany na zimę? - Zapewniam, że dokonamy wzmocnień. Chcielibyśmy sprowadzić trzech, czterech piłkarzy, a jak na razie zakontraktowaliśmy jednego (Patryka Kubickiego z Dolcanu Ząbki - przyp.red.). Szczegółów nie zdradzę. Jest Pan członkiem Klubu Wybitnego Reprezentanta, w kadrze rozegrał 69 spotkań. Jak Pan ocenia obecną drużynę Franciszka Smudy? - Franz nie ma łatwego zadania. Już na początku okazało się bowiem, że w Polsce cierpimy na deficyt dobrych zawodników. Ale obserwując ligę niemiecką, widzę, że Sebastian Boenisch czy Adam Matuszczyk to piłkarze, którzy będą stanowić o sile kadry. Bardzo dobrze i bardzo szybko rozwija się natomiast Łukasz Piszczek. Co do samej drużyny, to wyniki może nie są najlepsze, ale zbudowanie solidnego zespołu wymaga czasu. Oby tylko Smuda zdążył. Kiedyś w naszej obronie grali Kłos, Tomasz Hajto, Radosław Kałużny, Jacek Bąk czy Michał Żewłakow. Dziś trudno znaleźć kogoś, kto mógłby pokierować naszą defensywą. - Uważam, że z Żewłakowa zrezygnowano zbyt pochopnie. Dopóki nie znajdziemy godnego następcy, Smuda powinien go dalej powoływać. Co prawda ma już 34 lata i nie jest tak sprawny fizycznie jak kiedyś, ale nadrabia to doświadczeniem i wysokimi umiejętnościami. Selekcjoner albo powinien przywrócić go do kadry, albo znaleźć nowego lidera obrony. Pomysł, żeby grę obronną uporządkował Manuel Arboleda, jest dobry? - Bardzo dobry. Arboleda nie jest najmłodszy, ma 31 lat, ale do Euro 2012 utrzyma wysoką formę. Rozmawiał: Piotr Tomasik