Już przed finałem napisałem, że wygra go Hiszpania. Skąd ta pewność? Nie będę ukrywał, że nie byłem stuprocentowo pewien sukcesu "La Furia Roja". Przed turniejem wielu ludzi stawiało na Niemców - młody zespół, głodny sukcesów. Ale trafili na Włochów, których wcześniej nie pokonali i musieli się przedwcześnie pożegnać z turniejem. Taka sama sytuacja dotyczyła finału. Wszyscy wiedzieli, jaka jest hierarchia - wszyscy wiedzieli, jaka jest sytuacja, choć z moich wyliczeń wynikało, że zdecydowanym faworytem są Hiszpanie. Oczywiście, grali extra-time z Portugalią, ale mieli dodatkowy czas na regenerację, którego zabrakło Włochom. Poza tym Hiszpanie mają doświadczenie w rozgrywaniu finałów dużych imprez, wiedzą, jak się do nich przygotować, ale kluczową sprawą było to, że Włosi wszystko, co mieli najlepsze do zaprezentowania, pokazali przed finałem. Nie byli w stanie rzucić na szalę nic nowego, nie byli w stanie zaskoczyć Hiszpanów, tak jak zaskoczyli Niemców w półfinale. Atmosfera w Kijowie była bardzo fajna. Mogłem się o tym przekonać na własnej skórze, gdyż obejrzałem finał jako normalny kibic, w przeciwieństwie do wcześniejszych meczów Euro, które śledziłem z loży VIP. Kibice niesamowicie żyli tym świętem i wspaniale zachowywali się na samym stadionie, jak i przed nim. Godne podkreślenia jest też wzorowe sędziowanie podczas polsko-ukraińskich mistrzostw. Poza jedną wpadką, gdy nie została uznana bramka dla Ukrainy w meczu z Anglią, panowie z gwizdkiem spisali się znakomicie. Pozwalali grać, ale nie pozwalali na brutalne faule, których było bardzo mało. Jak oceniam decyzję Grzegorza Laty o ponownym starcie w wyborach na prezesa PZPN-u? Skomentuję to w ten sposób - nie pozwólmy na to, aby kapitał, zbudowany podczas Euro 2012 został teraz roztrwoniony przez gierki na "górze". Wiemy, jakie błędy popełniła nasza reprezentacja, wiemy też, jakie mankamenty ma nasz związek. Czas na konkretne działania, a nie polityczne rozgrywki.