<a href="http://wyniki.interia.pl/rozgrywki-L-polska-ekstraklasa,cid,3,sort,I">Zobacz, jak Polonia Warszawa spisywała się w Ekstraklasie - Kliknij!</a> Polska piłka - co wie każdy kibic - nie ma nic wspólnego z logiką, a najlepszym dowodem na prawdziwość tego twierdzenia jest Polonia Warszawa. Sezon 2010/2011 w wykonaniu "Czarnych Koszul" rozpoczął się od wzlotu na pozycję lidera, potem był bolesny upadek w dolne rejony tabeli, aż wreszcie walka o odzyskanie twarzy zakończona lokatą w środku ligowej stawki. Powiecie, że nie ma się czemu dziwić, bo dla takiej drużyny jak Polonia środek tabeli to idealne miejsce, a miniony sezon pokazał jej realne możliwości. Nic bardziej mylnego! Jeśli zakończone rozgrywki czegoś dowiodły, to przede wszystkim tego, co może stać się z drużyną, kiedy w jej funkcjonowanie zaczyna mieszać się wszechwiedzący prezes. Jeśli uważnie śledzicie rozgrywki Ekstraklasy, to wiecie, że na trybunach stadionu przy Konwiktorskiej co jakiś czas zasiada prawdziwy omnibus. Właściciel Polonii Józef Wojciechowski zna się najlepiej na wszystkim, no a przynajmniej tak mu się wydaje. A, że w Warszawie długo nie było odważnego, który wyprowadziłby znanego z porywczego charakteru prezesa z błędu, to na Konwiktorskiej przez długie miesiące panowała totalna degrengolada. Spadały głowy trenerów, spadała też drużyna Problem Polonii polegał w tym sezonie na tym, że nawet wtedy, kiedy "Czarne Koszule" na początku sezonu grały dobrze, to prezes tylko czekał na to, żeby coś zepsuć. Zamiast pozwolić Jose Marii Bakero spokojnie pracować, wolał wsłuchiwać się w rady wątpliwej jakości podpowiadaczy i przy pierwszej nadarzającej się okazji zwolnił Hiszpana. Sytuacja była o tyle niesmaczna, że jeden z brukowców kilka dni przed tym, jak Bakero wyleciał z pracy donosił, jakoby ten... nie wylewał za kołnierz. Te informacje okazały się oczywistą bzdurą, którą dementowali nawet piłkarze Polonii (m.in. Ebi Smolarek w rozmowie z naszym portalem), ale prezes Wojciechowski nie zamierzał się tym przejmować. Głowa Bakero spadła. Hiszpana zastąpił Paweł Janas, który potrzebował ledwie kilku tygodni, by z Polonii uczynić zespół grający najnudniejszą piłkę w lidze. "Czarne Koszule" zamiast pod komendą "Janosika" hasać po szczycie tabeli, spadły w dolinę przeciętności. Tam czekał już znany wszystkim prezes, który oglądał chyba popularny przed laty serial, bo przygoda trenera "Janosika" z Polonią zakończyła się równie rozczarowująco, jak słynnego rozbójnika. Zamiast bić się o puchary, z trwogą patrzyli za siebie Po rozstaniu z Janasem JW postanowił raz jeszcze sięgnąć głębiej do portfela i zatrudnić trenera z zagranicy. Prezes wymarzył sobie bossa z prawdziwego zdarzenia, a ostatecznie zatrudnił... Theo Bosa. Zbieżność nazwiska holenderskiego szkoleniowca z angielskim rzeczownikiem oznaczającym szefa okazała się oczywiście czystym przypadkiem. Cuda w Ekstraklasie zdarzają się rzadko (zwłaszcza odkąd za kratki poszedł niejaki "Fryzjer") i wkrótce także Bos musiał podłożyć głowę pod topór. Holender był o tyle dziwnym trenerem, że szczyt formy drużyny przygotował na okres przygotowawczy do rundy wiosennej. Jak się okazało, to niekonwencjonalne posunięcie nie było najlepsze, bo kiedy zaczęła się rywalizacja w lidze i Pucharze Polski, Polonia zbierała od kolejnych rywali cięgi. Zrezygnowany prezes Wojciechowski ogłosił, że trenerem do końca sezonu zostanie wieczny asystent - Piotr Stokowiec. Niestety kadencja Stokowca okazała się trochę krótsza. W zasadzie to nawet o wiele krótsza, bo trwała tylko jeden mecz. Polonia przegrała z Widzewem Łódź i trenerska karuzela przy Konwiktorskiej znowu zakręciła się w najlepsze. Tym razem prezes Wojciechowski przestał machać szabelką i autentycznie zaczął się bać, bo "Czarnym Koszulom" zajrzało w oczy widmo degradacji! Jak trwoga, to do trenera Jacka Zielińskiego - zaświtało w głowie JW. Prezes sięgnął szybko po telefon i skontaktował się z byłym szkoleniowcem Lecha Poznań. Ten postanowił przyjąć ofertę i nagle w Polonii zaczęło być... normalnie! Powrót do normalności Prezes Wojciechowski zniknął z mediów, przestał udzielać dziesiątek wywiadów i wylewać na łamach mediów pomyj na zawodników. Ebi Smolarek znowu zaczął grać jak za dawnych lat, a Adrian Mierzejewski w każdym meczu pokazywał, że Ekstraklasa robi się dla niego za ciasna. Nadspodziewanie dobrze spisywał się bramkarz Sebastian Przyrowski, który w ostatnich latach zasłynął raczej wpuszczaniem spektakularnych baboli. Jasnymi punktami zespołu byli także dwaj ex-piłkarze chorzowskiego Ruchu - Artur Sobiech i Maciej Sadlok. Ten pierwszy pokazał, że potrafi nie tylko strzelać gole, ale i asystować, a drugi udowodnił, że jest jednym z najbardziej utalentowanych polskich obrońców. Co jednak najważniejsze - Polonia pod wodzą Zielińskiego mogła przestać nerwowo zerkać za siebie i skupiła się na tym, by regularnie gromadzić punkty. Jeszcze na cztery kolejki przed końcem sezonu "Czarne Koszule" miały realną szansę, by włączyć się do walki o ligowe podium, ale ostatecznie tracąc punkty w Gdańsku i u siebie w spotkaniu z Bełchatowem wylądowały na siódmym miejscu w tabeli. Biorąc pod uwagę częstotliwość zmian trenerów to i tak niezły wynik, chociaż ambicje przed sezonem były zdecydowanie większe - sięgały nawet awansu do europejskich pucharów. W przyszłym roku te ambicje być może uda się zrealizować. Warunek jest jeden - prezes Wojciechowski musi nadal trzymać się w cieniu i przestrzegać starej zasady, która w sporcie sprawdza się równie dobrze, jak w medycynie - przede wszystkim nie szkodzić! Polonia w sezonie 2010/2011 Czy osiągnęła wynik na miarę oczekiwań? Nie, chciała wywalczyć awans do europejskich pucharów. Najlepszy piłkarz: Adrian Mierzejewski Największa niespodzianka: Sebastian Przyrowski Największe rozczarowanie: Prezes Józef Wojciechowski Czołowi strzelcy: Artur Sobiech (9 bramek), Euzebiusz Smolarek i Adrian Mierzejewski (po 7 bramek) Trener: Jacek Zieliński to właściwy człowiek na właściwym miejscu. Cieszy się zaufaniem prezesa i jeśli dostanie możliwość długofalowej pracy, Polonia zrobi krok naprzód. Co zrobić, aby w przyszłym sezonie było lepiej? Dać szansę pracy trenerowi Zielińskiemu. Wzmocnić drużynę dodatkowym skrzydłowym i definitywnie rozwiązać niesławny "Klub Kokosa" - nie jest on powodem do chwały, a wręcz przeciwnie, to wielki obciach! <a href="http://bartekbarnas.blog.interia.pl/">Czytaj inne teksty Bartka i dyskutuj z nim na blogu - Kliknij tutaj!</a>