Oba zespoły zakończyły rundę jesienną z takim samym dorobkiem punktowym (29), ale piłkarze "Białej Gwiazdy" mają lepszą różnicę bramek. Niedzielne spotkanie na Reymotna miało być wielkim hitem. Pojedynek był dobry, prowadzony w szybkim tempie, ale zabrakło tego, co jest solą piłki, czyli bramek. Okazji do ich zdobycia nie brakowało. Przewagę miała Wisła, ale Legia bardzo groźnie kontratakowała. - Ten wynik nas satysfakcjonuje - powiedział po meczu Łukasz Fabiański, bramkarz warszawian. Ta wypowiedź świadczy po co Legia przyjechała do Krakowa. Trener stołecznej drużyny Dariusz Wdowczyk postanowił zagrać defensywnie - wystawił aż pięciu nominalnych obrońców i tylko jednego napastnika - Piotra Włodarczyka. Wisła zagrała w swoim normalnym ustawieniu (4-4-2), tylko pauzującego za kartki Radosława Sobolewskiego zastąpił Andre Barreto. Okazało się, że taktyka "Wdowca" była bardziej skuteczna, ponieważ jeden punkt wywieziony z Krakowa, to dla Legii sukces. Ostatni raz udało im się nie przegrać na Reymonta cztery lata temu. A Wisła? Po świetnym meczu z Cracovią starała się powtórzyć poziom gry z tamtego spotkania, ale nie była w stanie przełamać obrony Legii. <a href="http://pilka.interia.pl/liga/1/wyn?id=9878&nr=15">Zobacz opis meczu Wisła - Legia</a> oraz <a href="http://magazynligowy.interia.pl/" class="more" style="color:#07336C">skrót spotkania w naszym ekskluzywnym MAGAZYNIE LIGOWYM</a>