Interia: Jak to się dzieje, że Serbowie, Chorwaci i Czesi potrafią wychować i drogo sprzedać znakomitych młodych piłkarzy, a za Polaków silne kluby nie chcą płacić dużych pieniędzy? Werner Liczka: - Piłkarze nie odchodzą z Polski za wielkie pieniądze, bo brakuje wam długofalowej strategii wychowania zawodników. Teraz dobre akademie mają Lech i Legia, ale to wciąż za mało. Poszczególne kluby są ważne, ale najważniejsza jest strategia federacji. - Wiele razy odwiedzałem Serbię, Chorwację i Macedonię. Tam podejście do szkolenia młodych piłkarzy jest bardzo oryginalne. Buduje się indywidualność każdego zawodnika, stawia się to wyżej niż wynik zespołu. Myślę zresztą, że stąd biorą się później problemy reprezentacji Serbii, która przecież ma mnóstwo świetnych piłkarzy. - Znane europejskie kluby nie boją się płacić za Serbów czy Chorwatów, bo kiedy zawodnik wychodzi ze szkółki Partizana Belgrad czy Dinama Zagrzeb, to jest pewność, że technicznie i mentalnie jest przygotowany perfekcyjnie. - Na Bałkanach zawsze są dwa-trzy bogate kluby, które zbierają najlepszych z regionu czy całego kraju. Dinamo i Partizan to marki, które działają na wyobraźnię młodych piłkarzy. Te kluby mądrze wydają pieniądze i wiedzą, że mogą zarobić ogromne pieniądze sprzedając swoich wychowanków do najsilniejszych drużyn w Europie. Jaka jest główna różnica w systemach szkolenia na Bałkanach i w krajach Europy Środkowo-Wchodniej? - Najmocniejsze bałkańskie kluby, a wśród nich Dinamo, Hajduk Split i Partizan wychowują osobowości. Skupiają się na tym, by uczyć zawodników szybkiego podejmowania decyzji, umiejętności rozwiązywania sytuacji jeden na jednego. Tymczasem w Czechach i w Polsce zbyt dużą wagę przywiązuje się do wyników. To błąd, bo jakie znaczenie ma to, czy mistrzem kraju do lat 14 będzie Sparta Praga czy Banik Ostrawa? - Każda federacja ma jakiś swój pomysł na szkolenie młodzieży. W Czechach dużo ostatnio narzekamy na to, że szkolenie sporo straciło na efektywności. Wydaje mi się jednak, że nie chodzi o to, że teraz szkolimy gorzej. Sądzę, że światowa piłka zrobiła tak ogromny krok naprzód, że trudno za nią nadążyć. Nie zdążyliśmy jeszcze na to właściwie zareagować. Co jest teraz największym problemem dla trenerów młodzieży w pana kraju? - Nasz problem polega na tym, że w Czechach każdy może wychowywać jak chce. Sparta może mieć swój pomysł, a Viktoria swój. Inaczej do sprawy podchodzą Hiszpanie czy Niemcy. Tamtejsze federacje opracowały programy, do których fundamentalnych założeń muszą stosować się kluby. Jest oczywiście pewien zakres dowolności, ale podstawowe wymagania muszą zostać spełnione. - Poza tym, warunki do pracy w Czechach nie są takie, jak w Europie Zachodniej. Mimo wszystko nasze drużyny 14-15-latków potrafią grać z przeciwnikami z Anglii czy Niemiec jak równy z równym. Problem pojawia się trochę później, kiedy zawodnicy z wieku juniora przechodzą na zawodowstwo. Na tym etapie tracimy wiele talentów. Często zawodzi psychika tych chłopców. No właśnie, kwestia pracy nad mentalnością młodych piłkarzy jest chyba równie ważna, jak nad umiejętnościami czysto piłkarskimi? - Zdecydowanie tak. Dobrze jest najpierw rozwijać w nastolatkach człowieka, a potem piłkarza. Podam przykład. Dla Serbów i Chorwatów piłka nożna to gra wielkich emocji. Bałkańskie narodowości mają wielką pasję do sportu i niesamowite temperamenty. Dobry wpływ na młodych zawodników z tych krajów ma to, że w takiej Serbii rzadko zdarza się, by chłopców na trening odwozili samochodem rodzice. Chcesz grać w piłkę, musisz sam dojechać, dać coś od siebie. To są proste rzeczy, ale proszę tylko spojrzeć, jak wiele one uczą młodego chłopaka. Musi pokazać pewną determinację, odpowiedzialność. Czy można stworzyć dobrego piłkarza w "cieplarnianych" warunkach? - To oczywiście możliwe, choć często właśnie gorsze warunki materialne budzą w młodych zawodnikach charakter. Standard życia w Serbii czy Chorwacji jest nieco niższy niż w Polsce i w Czechach, a to - paradoksalnie - pomaga młodym piłkarzom. Poza tym, Chorwaci i Serbowie mają wrodzone wielkie zaufanie do swoich umiejętności. A Czesi i Polacy mniejsze? - Czesi jeszcze nie są źli pod tym względem. Ale polski piłkarz czuje się naprawdę mocny tylko u siebie, w Polsce. Kiedy wyjedzie za granicę, to zaczynają się problemy. Wspomniał pan, że światowa piłka poszła w ostatnich kilkunastu latach mocno do przodu. W jaki sposób szkolić młodych piłkarzy, by mieć pewność, że sprostają wymaganiom, jakie stawia przed nimi nowoczesny futbol? - Twórcy każdego systemu szkolenia muszą zadać sobie kilka pytań. Chcemy tworzyć zespoły czy indywidualności? Chcemy rozwijać technikę czy siłę zawodników? Dajemy im gotowe rozwiązania czy zmuszamy do myślenia? - Obserwując najlepsze akademie młodzieżowe na świecie, można zauważyć trend, że stawiają one na rozwój indywidualności. W Czechach i w Polsce od lat podsuwaliśmy zawodnikom rozwiązania. Trenerzy mówili: "Ten zwód musisz zrobić tak. W takiej sytuacji podaj do tego zawodnika". W ten sposób nie wychowamy dobrych jednostek. Piłkarz przez duże "p" musi umieć myśleć samodzielnie. Już od piątego-szóstego roku życia piłkarze powinni być szkoleni w tym kierunku, aby rozwijać swoją indywidualność. Jak duże znaczenie ma dla młodych piłkarzy praktyka meczowa? - Ogromne. Niezwykle istotne jest to, by zawodnicy - oprócz treningów na wysokim poziomie - rozgrywali także dużą ilość meczów. Młody piłkarz musi mieć rocznie do rozegrania 50-60 meczów na wysokiej intensywności. W Polsce i w Czechach jest mało silnych akademii, więc tych meczów jest 10-15. Dlatego ważne jest, aby wiele klubów szkoliło dobrze, bo wtedy jest konkurencja, a to ona jest motorem postępu. - Potem na poziomie seniorskim przychodzi weryfikacja. Tak jak wy, my także cieszymy się, że możemy sprawić niespodziankę w pojedynczym meczu, ale wiadomo, że na dłuższą metę nie mamy szans rywalizować z Niemcami czy Hiszpanią. Czy najlepsze akademie w Czechach odchodzą już od "produkowania" zespołów a nie indywidualności? - Tak, w ostatnich latach widać duże postępy. Szczególnie warto pochwalić kilka akademii. Najmocniejsza jest Sparta, dobre są też akademie Slavii i ostatnio Viktorii Pilzno. Wyróżniłbym także FC Slovacko, Banika Ostrawa i FC Brno. Dostrzega pan wśród młodych czeskich zawodników piłkarzy, którzy mogą zrobić wielkie europejskie kariery? - W Czechach mamy obecnie bardzo mocny rocznik 1992. Dobrymi zawodnikami są Matej Vydra i Vaclav Kadlec (odpowiednio Watford i Eintracht Frankfurt - red.), ale moim zdaniem największą karierę może zrobić Pavel Kaderabek, który kilka dni temu trafił do Hoffenheim. To taki drugi Łukasz Piszczek, zawodnik, który może osiągnąć poziom topowych drużyn w Europie. Co ciekawe, Kaderabek to były prawoskrzydłowy, którego dopiero w ostatnich latach trenerzy zaczęli ustawiać na boku obrony. On uwielbia ofensywną grę. - Współczesny futbol stawia zupełnie nowe wyzwania - nawet kiedy grasz w defensywie musisz mieć umiejętność podłączenia się do ataku. Świetnym przykładem jest tu właśnie Piszczek. Kaderabek może być równie dobry. To był niezły skrzydłowy, ale ma potencjał, by stać się znakomitym obrońcą. A jaką przyszłość wróży pan polskiej piłce? - Sądzę, że polski futbol ma ogromny potencjał. Jeśli ktoś przygotuje i wdroży u was jednolity program szkolenia młodych zawodników, to my nie będziemy mieli szans. Macie niesamowite możliwości, także pod względem populacji. Polska ma prawie 40 mln ludzi, Czechy 10 mln. Powinniście to wykorzystać. Rozmawiał Bartosz Barnaś