O kulisach wyboru następcy Słowaka Duszana Radolsky'ego (stracił pracę w Polonii przed dwoma miesiącami - PAP) w rozmowie z PAP opowiada mieszkający na stałe w Walii opiekun drużyn młodzieżowych Swansea City Daniel Purzycki, jedna z osób pomagających w znalezieniu trenera "Czarnych Koszul". Bakero, zanim trafił na Konwiktorską, musiał pokonać wielu rywali? - Daniel Purzycki: Prezes Polonii Józef Wojciechowski od początku mówił, że interesują go kandydaci, którzy swoją osobowością i osiągnięciami odmienią trudną sytuację klubu. Chodziło mu o prawdziwe autorytety, futbolowych mentorów. Dlatego był zainteresowany między innymi Lemerre'em, Santinim, Sounnessem czy Zaccheronim. Na przedstawionej mi liście znajdował się też Niemiec Andreas Brehme i inni szkoleniowcy, a sam dotarłem do dwudziestu paru następnych, jak na przykład Francuza Jeana-Pierre'a Papina, Serba Milinko Panticia oraz Bośniaka Safeta Susicia. Ile osób rozmawiało z kandydatami? - Polonia poszukiwała szkoleniowca poprzez kilka źródeł. Ja także podjąłem się tego zadania, bowiem przez dziewięć lat pobytu na Wyspach Brytyjskich poznałem wielu trenerów, menedżerów, którzy z kolei poprzez swoje kontakty pomagali mi w dotarciu do osób zainteresowanych pracą na Konwiktorskiej. Początkowo skoncentrowałem się tylko na Anglii i Szkocji, ale później sytuacja wymogła rozszerzenie pola działania na całą Europę. Dla mnie było to niesamowite doświadczenie. Kto był pana faworytem? - Najbardziej bliskie finalizacji negocjacje prowadziłem z Francisco Herrerą, wieloletnim asystentem Rafaela Beniteza. Razem pracowali w Liverpoolu. Paco Herrera prowadził kluby hiszpańskiej pierwszej i drugiej ligi, jak np. Numancię, Recreativo Huelva, Albacete Balompie, CD Castellon czy Polideportivo Ejido. W Espanyolu Barcelona zatrudniony był jako dyrektor sportowy. Wspomniał pan wcześniej o Zaccheronim. Były trener AC Milan i Interu Mediolan chciał prowadzić też polską kadrę narodową. - Rozważał pracę w Polonii, a rozmowy z nim były na dość zaawansowanym etapie. W tym czasie miał też oferty z Grecji i Hiszpanii. Podobno w pomoc Polonii zaangażował się też słynny przed laty "kieszonkowy" włoski napastnik Gianfranco Zola? - Od kilku lat utrzymuję z nim kontakt, poznaliśmy się na kursie szkoleniowców w Anglii. Po moim telefonie niemal natychmiast Zola skontaktował mnie z bardzo ciekawymi szkoleniowcami. Jednym z nich był Urugwajczyk Gustavo Poyet, z którym Włoch grał w Chelsea Londyn. Poyet dotychczas pracował w Anglii jako asystent, w tym samym czasie dostał propozycję samodzielnego prowadzenia zespołu Ligue One - Brighton (odpowiednik polskiej trzeciej ligi - PAP), i z tego skorzystał. Byli też tacy kandydaci, którzy nie trafili do Polonii, a do klubów ekstraklasy w innych krajach? - Niedawno kontrakt z Almerią podpisał Juan Manuel Lillo, polecany przez innego Hiszpana, Roberto Martineza, menedżera Wigan Athletic. On skontaktował mnie również z Jordim Cruyffem, grającym szkoleniowcem na... Malcie. Na rynku brytyjskim pomagał mi i tym samym Polonii były selekcjoner reprezentacji Szkocji, a obecnie trener Birmingham City Alex McLeish, a w dotarciu do szkoleniowców francuskojęzycznych, w tym Papina - Christian Karembeu. Gdyby miał pan wymienić jedną osobę, której najbardziej zależało na parafowaniu umowy z Wojciechowskim to byłby nią... - Bobby Wiliamson. To Szkot, były napastnik Glasgow Rangers, prowadzący ekipę Ugandy. W jego przypadku nie było jednak zainteresowania prezesa Polonii. Ile chcieli zarabiać zagraniczni szkoleniowcy w jednej z najsłabszych drużyn polskiej ekstraklasy? - Od 70 do 500 tysięcy funtów rocznie. Mając rozeznanie co do zarobków w Anglii, we Włoszech, Hiszpanii i Francji mogę powiedzieć, że we wstępnych rozmowach ich oczekiwania nie odbiegały średnim standardom. Dlaczego chcieli pracować w Polsce, piłkarskim średniaku? - Próbowałem przekonywać o potencjale i możliwościach rozwoju naszego futbolu w najbliższych latach. Jeśli Polska to futbolowy przeciętniak, to znaczy, że jest do czego dążyć. Trzeba poprawić wszystko - strukturę, organizację, zadbać o młodzież. Opracowałem specjalny projekt, który poprzez pierwszy zespół Polonii miał za zadanie wpłynąć na rozwój całego stołecznego klubu. Pana rozmówcy, nierzadko trenerzy z najwyższej europejskiej półki, mieli wówczas pracę, czy byli bezrobotni? - Myślę, że proporcje rozkładały się pół na pół. Jedni pracowali w zawodzie, inni pośrednio, to znaczy piastowali funkcje ekspertów telewizyjnych, komentowali mecze Ligi Mistrzów, albo zatrudnieni byli w innym charakterze w klubach lub federacjach. Jose Maria Bakero to dobry wybór? - Jego zaangażowanie w Polonii będzie z korzyścią nie tylko dla warszawskiej drużyny, ale całej polskiej piłki nożnej. Inne metody treningowe i przygotowań, inna wizja i filozofia futbolu stosowane na południu Europy tam się sprawdzają. Z drugiej strony cenię też polskich trenerów. Naszym problemem wcale nie jest brak systemu szkolenia, ani bazy treningowej. Chodzi o mentalność i brak profesjonalnego rozwoju młodych zawodników i trenerów, oraz odpowiedniej organizacji w klubach. -W przypadku trenerów mam na myśli ciągłe rozwijanie się, dokształcanie. Ale inaczej powinny być szkolone osoby odpowiedzialne za grupy młodzieżowe. To one muszą uzmysłowić dzieciakom, że w ich przypadku nie chodzi o wynik, a o częsty kontakt z piłką, opanowanie do perfekcji techniki, podejmowanie boiskowych decyzji.