W 28. kolejce piłkarskiej ekstraklasy głośno było o dwóch werdyktach sędziowskich, które miały wpływ na wyniki meczów istotnych dla układu tabeli. M.in. o sytuacji ze spotkania Ruchu z walczącym o utrzymanie Podbeskidziem Bielsko-Biała (0-1) w Chorzowie, gdzie arbiter Paweł Pskit podyktował rzut karny, choć wcześniej piłkarz gości był na spalonym. Zbigniew Przesmycki: W tym przypadku nie ma o czym mówić, sprawa jest ewidentna. To błąd, który nie powinien się zdarzyć. Sędzia na linii nie zareagował właściwie. Ale my wyciągamy wnioski, reagujemy, nie czekamy biernie z założonymi rękami. Sędziowie tego meczu poniosą konsekwencje? - Wkrótce media się dowiedzą, choćby analizując nominacje na następne mecze. Nie chcę teraz o tym mówić. Czyli można spodziewać się kary? - Absolutnie nie rozpatrujemy tego w kategoriach kary. Tak moglibyśmy nazwać nasze decyzje związane np. z niesportowym prowadzeniem się arbitrów. Tu mówimy o błędzie, czynniku ludzkim. Wolimy używać terminów piłkarskich, np. sadzanie na ławce rezerwowych, przesunięcie do drużyny rezerwowej itp. Strach nie jest metodą na poprawę sytuacji. Szkolimy się, wyciągamy wnioski, ale - jak wspomniałem - nie w kategoriach kary. To nie była pierwsza kontrowersyjna sytuacja w meczu Podbeskidzia. W 22. kolejce "Górale" wygrali u siebie ważny mecz z również walczącym o utrzymanie Widzewem 1-0 po rzucie karnym w 81. minucie. Sędzia Szymon Marciniak dopatrzył się wówczas faulu Marka Wasiluka. - Po pierwsze, jako szef arbitrów nie mogę patrzeć na tabelę i czymkolwiek się sugerować. Po drugie, Wasiluk sfaulował rywala, trzymając go za koszulkę. Tamta jedenastka była absolutnie słuszna. Jeśli ktoś ma zastrzeżenia, to powinien mieć do obrońcy Widzewa. Pamiętajmy, że karane rzutem karnym: zagranie ręką, oplucie lub trzymania przeciwnika, np. za koszulkę, są przewinieniami popełnianymi zawsze rozmyślnie. Oznacza to, że nie można złapać przeciwnika za koszulkę przypadkowo. Szymon Marciniak jest sędzią najwyższej klasy, sprawdzonym na arenie międzynarodowej, byle czego nie gwizdnie. Jestem z jego pracy bardzo zadowolony. A wracając do Podbeskidzia - o ile pamiętam, mogło czuć się skrzywdzone np. w wyjazdowym meczu z Piastem Gliwice (0-0), gdy jeden z piłkarzy rywali zagrał ręką, a sędzia nie podyktował jedenastki dla gości. Zapewniam, że absolutnie nikogo nie faworyzujemy. Drugą kontrowersyjną sytuacją z minionego weekendu był gol Miroslava Radovicia dla Legii w sobotnim meczu z Lechem (1-0). Nie brakuje opinii, że chwilę wcześniej Serb popchnął obrońcę poznańskiej drużyny Marcina Kamińskiego. Sędzia Paweł Gil popełnił błąd? - Nie. Postąpił nie tylko zgodnie z duchem gry, ale również z literą przepisów. Przeanalizowałem i opisałem dokładnie tę sytuację na stronie PZPN. Pchnięcie miało miejsce wówczas, gdy zawodnik Lecha przestał walczyć o piłkę. Pamiętajmy, że popchnięcie samo w sobie nie musi być przewinieniem, a na pewno nie jest w sytuacji, gdy przeciwnik poddał się bez walki. Zresztą słyszałem wypowiedź Kamińskiego w telewizji w przerwie meczu. On nie mówił, że był faulowany. W ogóle nie używał takiego terminu. Biegł, został przechytrzony, raczej o takich pojęciach była mowa. Dołączyłem zapis tej rozmowy do mojej analizy na stronie związku, co zakończyłem stwierdzeniem "c.b.d.u.", czyli: "co było do udowodnienia". Wkrótce dwie ostatnie przed finałową fazą kolejki ekstraklasy. Presja na piłkarzy, ale także arbitrów, będzie jeszcze większa... - Proszę pana, my jesteśmy 17. drużyną ekstraklasy. Trenujemy według profesjonalnie opracowanych planów, doskonalimy swoje umiejętności, szkolimy się w trakcie dwudniowych zgrupowań co trzy tygodnie, ćwiczymy także indywidualnie. Jest z nami psycholog. Poza tym cały czas trwa selekcja. Często rozmawiam z naszymi chłopakami. Patrzę i obserwuję, jak się zachowują, również w sytuacjach stresowych. Kładziemy duży nacisk na stronę psychiczną. W mojej ocenie są odporni i przygotowani. Jesteśmy profesjonalistami, ale proszę pamiętać, że także ludźmi wykonującymi bardzo trudne zajęcie. Rozmawiał Maciej Białek