Były reprezentant Polski osobiście mógł wpisać się na listę strzelców. Piłkę po jego uderzeniu głową instynktownie z linii bramkowej wybił Mariusz Muszalik. - Nasze prowadzenie było wejściem smoczka dla małego dziecka (śmiech). Nie wyobrażałem sobie innego wyniku od zwycięstwa. To nie był dla mnie udany debiut. Pierwsze dwa mecze nie były dobre w naszym wykonaniu. Wraz ze mną ta drużyna nie poprawiła gry. - Przykre jest to, że objęliśmy prowadzenie, prowadziliśmy grę, wydawało się, że to my jesteśmy stroną przeważającą, a jak się potem okazało, przegraliśmy bardzo wysoko - rozkłada bezradnie ręce były zawodnik ŁKS Łódź. - Miałem wprowadzić mądrość w grę drużyny. Po strzeleniu bramki to my powinniśmy się cofnąć, grać z kontrataku i punktować przeciwnika. Niestety poniosła nas fantazja, żeby iść za ciosem i kontrolować przebieg meczu. W życiu jestem zawsze optymistą i wierzę, że z tą drużyną uda się dużo osiągnąć. - Dwa najbliższe mecze przed własną publicznością musimy wygrać, zresztą nie ma innej opcji. Nie wyobrażam sobie, aby zespół nie pokazał charakteru i dobrej gry - dodaje 37-letni pomocnik, który ma poprowadzić Zagłębie do zajęcia jak najwyższej lokaty w piłkarskiej elicie. "Świr" nie jest do końca zadowolony ze swojej formy fizycznej. Wynika to z braku rozegrania odpowiedniej ilości gier sparingowych podczas letnich przygotowań. - Było chyba widać zwłaszcza w końcówce, kiedy poprosiłem o zmianę, że nie jest najlepiej. Spotkanie rozpoczęło się w słoneczny dzień o godzinie 14:45. Można było piknikować, zamiast grać w piłkę. - Nie ma, co się tłumaczyć pogodą, ponieważ ona zawsze jest taka sama dla dwóch drużyn. Przygotowania, które zaniedbałem wyszły w dzisiejszym meczu. Za tydzień lub dwa będę w optymalnej formie. W następnej konfrontacji dam z siebie wszystko, zagramy zupełnie inaczej i mam nadzieję, że wygramy - optymistycznym akcentem zakończył Świerczewski. *** Dowiedz się więcej o porażce Zagłębia Lubin z Piastem Gliwice