Mecz mistrza Polski ze zdobywcą krajowego pucharu podczas poobiedniej pory, w spiekocie, w rezerwowych składach (te podstawowe wystąpią w walce o europejskie puchary) - to wszystko nieporozumienie czyniące Superpuchar supernudą, albo superzmarnowaną okazją na przyciągnięcie sponsorów i kibiców do polskiego futbolu! Pomyśleć, że za kilka dni mecz sparingowy Legii z Arsenalem będzie miał o klasę lepszy stadion i podejście przynajmniej polskiego zespołu! Sprawcy całego zamieszania, prezes Ekstraklasy SA Andrzej Rusko i prezes PZPN-u Grzegorz Lato w Bełchatowie rozdawali dużo medali, ale większość była na wyrost. Na medale zasłużyli tylko Tomasz Frankowski i kibice Lecha, którzy w sile kilku tysięcy zawitali do Płocka i głośno wspierali swój zespół, choć pogoda zachęcała bardziej do bezczynnego leżenia, niż zdzierania gardła. "Franek" dowiódł, że 90-minutowa bezproduktywna bieganina w upale nie ma sensu, gdyż wystarczy wejść w końcówce, inteligentnie się ustawić i z wyczuciem przyłożyć głowę do piłki, by losy rywalizacji były wyjaśnione. Lech jest ranny po porażce w Pradze ze Spartą 0-1, więc oszczędził największych asów na rewanż. Podobnie zresztą zrobił trener Sparty Josef Chovanec w spotkaniu z Dynamem Czeskie Budziejowice (0-1). Perspektywa arcyważnego rewanżu ze Spartą tłumaczy postępowanie Jacka Zielińskiego w Superpucharze. Jagiellonia po porażce u siebie 1-2 z Arisem w perspektywie drugiego meczu w Grecji jest ranna, ale śmiertelnie (w najlepszym razie ciężko), dlatego wystawiła skład o wiele bliższy optymalnego, niż "Kolejorz". Bez względu na kadrowe braki, na miejscu szkoleniowca Lecha czułbym się zaniepokojony. W czterech meczach nowego sezonu o stawkę (dwumecz z Interem Baku, Sparta i Jagiellonia) drużyna Jacka Zielińskiego morduje się nie tylko ze strzelaniem goli (to można wytłumaczyć, gdyż na miejsce Roberta Lewandowskiego klub nie pozyskał wartościowego zmiennika), lecz również ze stwarzaniem sytuacji bramkowych. Poza rajdem Sławomira Peszki, który wypracował "setkę" Jakubowi Wilkowi, "Kolejorz" prezentował w Płocku futbol-alibi. Niby utrzymujemy się przy piłce, niby atakujemy, tyle że nic z tego nie wynika i - z małymi wyjątkami - nikt się tym na boisku nie przejmuje. Poza Peszką brakuje agresywności, zacięcia, jaj, zespół zaczyna tonąć w szarzyźnie, grze na remis. Gdzie ci przebojowi Siergiej Kriwiec i Semir Stilić, gdzie groźni po stałych fragmentach gry Manuel Arboleda i Bartosz Bosacki? Wierzmy, że w środę trenera Zielińskiego i jego chłopaków rozgrzeszymy, jeśli przejdzie Spartę. Jagiellonia podoba mi się coraz bardziej. Michał Probierz dowodzi w niej, że bez wielkiej kasy też można zbudować ciekawie grający zespół, który w Polsce nie boi się nikogo. "Jaga" szybko operuje piłką i ma groźne skrzydła. W nowym sezonie również w Ekstraklasie (nie tylko przez zdobycie Pucharu Polski) z powodzeniem może się włączyć do walki o udział w Lidze Europejskiej. <a href="http://michalbialonski.blog.interia.pl/?id=1929081">Dyskutuj na blogu Michała Białońskiego</a> Czytaj również: <a href="http://sport.interia.pl/pilka-nozna/wiadomosci/lech-poznan/news/superpuchar-polski-lech-jagiellonia-0-1,1513395,4649">Superpuchar Polski: Lech - Jagiellonia 0-1</a>