Mistrzowie Polski, mimo słabej postawy w tym sezonie, byli faworytami w starciu z uważaną za jednego z głównych kandydatów do spadku drużyną z Bełchatowa. Wrocławianie w 35. minucie mogli wyjść na prowadzenie, ale Rok Elsner nieznacznie chybił z kilkunastu metrów. Kiedy wydawało się, że pierwsza połowa zakończy się bezbramkowym remisem skuteczną kontrę wyprowadzili goście. Miroslav Bożok dograł przed pole karne do Kamila Wacławczyka, ten czubkiem buta skierował piłkę do nadbiegającego z prawej strony Tomasza Wróbla, a doświadczony pomocnik bełchatowian pewnym strzałem pokonał Mariana Kelemena. Radość gości nie trwała jednak długo. Tuż po wznowieniu gry w drugiej połowie Sebastian Mila precyzyjnie dośrodkował w pole karne, a Tomasz Jodłowiec posłał piłkę do bramki strzeżonej przez Adama Stachowiaka. W 67. minucie stuprocentową okazję na zdobycie gola zmarnował Łukasz Gikiewicz. Waldemar Sobota dograł mu prostopadłą piłkę na 11. metr, wystarczyło tylko dostawić nogę, ale napastnik Śląska musnął tylko piłkę i przeleciała obok słupka. Gikiewicz zrehabilitował się cztery minuty później. Śląsk rozegrał bardzo ładną akcję. Piłka trafiła na lewe skrzydło do Sebastiana Mili, ten w pełnym biegu dokładnie dośrodkował, a nadbiegający Gikiewicz wpakował piłkę w krótki róg. Napastnik Śląska miał jeszcze jedną podobną sytuację - w 84. minucie źle przymierzył z 6 metrów po bardzo dobrym dośrodkowaniu Elsnera. Dwie minuty przed końcem Sobota spudłował w sytuacji sam na sam po kontrze, trzeba jednak dodać, że strzelał z ostrego kąta. Po meczu powiedzieli: Kamil Kiereś (trener PGE GKS Bełchatów): - Nie jest to z pewnością miły moment dla trenera i dla zespołu, bo sezon rozpoczęliśmy fatalnie, piąta porażka i zero punktów. W pierwszej połowie dzisiejszego meczu graliśmy w miarę konsekwentnie i choć nie uniknęliśmy kilku błędów, to jednak udało nam się przed przerwą strzelić bramkę. Po zmianie strony Śląsk szybko doprowadził do remisu i przewaga mentalna przeszła na stronę rywali, a my później graliśmy już słabo i porażka była zasłużona. - Od kilku lat systematycznie tracimy po sezonie grupy piłkarzy, tak było i w tym roku, a mieliśmy przed tym meczem pięciu kontuzjowanych zawodników. Te braki kadrowe są bardzo widoczne i to wyraźnie przekłada się na wyniki. Jako trener odpowiadam za nie, jutro porozmawiam z prezesem i mogą z tego wyniknąć jakieś decyzje, ale dzisiaj nie chcę o tym rozmawiać. Stanislav Levy (trener Śląska Wrocław): - Potwierdziło się to, co mówiłem przed meczem, że czeka nas trudne spotkanie. Uważam, że Bełchatów nie jest drużyną, która po tylu kolejkach powinna mieć zero punktów. Dzisiaj rywale potwierdzili swoje umiejętności i bardzo się cieszę, że udało nam się zwyciężyć. Sytuacje, które mieliśmy w końcówce, mogliśmy wykorzystać dużo lepiej i wtedy nie musielibyśmy walczyć o ten wynik do ostatniej minuty. Musimy nad tym elementem gry popracować na treningach. Bardzo ważny był powrót do drużyny Sebastiana Mili, bo stałe fragmenty gry są mocną stroną tego zespołu i dzisiaj to pokazaliśmy. Śląsk Wrocław - PGE GKS Bełchatów 2-1 (1-1) Bramki: 0-1 Tomasz Wróbel (43), 1-1 Tomasz Jodłowiec (47.), 2-1 Łukasz Gikiewicz (71.) Sędzia: Tomasz Musiał (Kraków). Widzów 12000. Żółta kartka: Śląsk Wrocław - Rok Elsner. PGE GKS Bełchatów - Tomasz Wróbel. Śląsk Wrocław: Marian Kelemen - Marcin Kowalczyk (73. Tadeusz Socha), Rafał Grodzicki, Tomasz Jodłowiec, Amir Spahic - Waldemar Sobota, Przemysław Kaźmierczak, Sebastian Mila, Rok Elsner, Sylwester Patejuk (90. Piotr Ćwielong) - Johan Voskamp (63. Łukasz Gikiewicz). PGE GKS Bełchatów: Adam Stachowiak - Szymon Sawala, Maciej Szmatiuk, Mate Lacic, Adrian Basta - Tomasz Wróbel, Kamil Wacławczyk (87. Bartłomiej Bartosiak), Grzegorz Baran, Miroslav Bozok, Kamil Kosowski - Łukasz Wroński (65. Paweł Giel).