"Sprawiedliwi" na złą opinię zapracowali sobie po wybuchu afery korupcyjnej. Poziom sędziowania znacznie obniżył się po tym, jak wielu czołowych sędziów usłyszało zarzuty korupcyjne, a mecze na najwyższym poziomie prowadziło z konieczności wielu niedoświadczonych arbitrów. W mediach na nowo odżyła debata, czy lekiem na całe zło nie byłoby wprowadzenie zawodowego sędziowania. Przeciwny takiemu pomysłowi jest Zbigniew Boniek. - Każdy mecz powinien być egzaminem dla sędziego. Musi być adrenalina, koncentracja i przekonanie, że nie obowiązuje zasada: "czy się stoi, czy się leży...." - argumentował w swoim felietonie "Zibi". Zupełnie odmienne poglądy ma jednak Sepp Blatter. Przewodniczący FIFA wręcz nie dopuszcza do siebie myśli jakoby mecze na najwyższym światowym poziomie prowadzili amatorzy. - Nie może być tak, by amatorzy prowadzili mecze, w których rywalizują sami profesjonaliści - skwitował Blatter, którego argumenty są o wiele bardziej przekonujące, gdy prześledzimy błędy arbitrów w tym sezonie T-Mobile Ekstraklasy. Wielokrotnie wypaczały one rezultaty spotkań. Maciej Turnowiecki na przykład nie życzy sobie, aby mecze Lechii prowadził Robert Małek. - Ten człowiek wypaczył wynik naszego spotkania ze Śląskiem we Wrocławiu - skarżył się prezes gdańskiego klubu po tym, jak arbiter z Zabrza nie podyktował rzutu karnego po faulu Rafała Gikiewicza na Piotrze Wiśniewskim i uznał bramkę po rzucie rożnym, choć wyraźnie faulowany przez Marka Wasiluka był Wojciech Pawłowski. - Zresztą tę sytuację widziała cała Polska. Zostałem pchnięty, upadłem na murawę i nie miałem już szans na skuteczną interwencję przy uderzeniu Voskampa - tłumaczył bramkarz gdańskiego zespołu. Na celowniku znalazł się także Paweł Gil, który wypaczył wynik meczu ŁKS - Cracovia. Antybohater 21. kolejki swoimi decyzjami skrzywdził "Pasy". Za każdym razem mylił się na korzyść "Ełkaesiaków", dyktując dla nich "karniaka" i nie odgwizdując należnej "jedenastki" dla krakowian. To zresztą jeden z najgorszych sędziów prowadzących mecze na najwyższym szczeblu rozgrywkowym w Polsce. "Sprawiedliwy" z Lublina ma najzwyczajniej słabość do drużyny Oresta Lenczyka. Na ich korzyść myli się bardzo często. W lutym pomógł wicemistrzom Polski uratować punkt w starciu z Ruchem Chorzów. Sędzia Gil podarował wrocławskiemu zespołowi gola, choć Mateusz Cetnarski znajdował się na pozycji spalonej i nie wyrzucił z boiska Jarosława Fojuta, który "wyciął" wychodzącego na czystą pozycję Arkadiusza Piecha. Ten sam arbiter w innym spotkaniu popełnił rażący błąd, kiedy to podyktował kontrowersyjny rzut karny dla Jagiellonii Białystok w meczu z Widzewem, jednak ten werdykt nie miał znaczenia dla przebiegu całego spotkania, ponieważ białostoczanie odnieśli przekonujące zwycięstwo 4-1. Gdyby uwzględnić pomyłki sędziowskie, w tabeli doszłoby do kilku roszad. Pozycję wicelidera miałby obecnie Ruch Chorzów, który traciłby do Legii Warszawa zaledwie jeden punkt, zaś Śląsk Wrocław wypadłby poza podium. Do znaczących zmian doszłoby także na dnie tabeli. Z ostatniego miejsca uwolniłaby się Cracovia, zaś czerwoną latarnią ligi byłby Łódzki KS. Tak wygląda tabela sprawiedliwości wg. INTERIA.PL 1. Legia Warszawa 49 2. Ruch Chorzów 48 3. Polonia Warszawa 44 4. Śląsk Wrocław 43 5. Lech Poznań 42 6. Korona Kielce 42 7. Wisła Kraków 37 8. Górnik Zabrze 35 9. Podbeskidzie Bielsko-Biała 34 10. Widzew Łódź 34 11. Zagłębie Lubin 33 12. Jagiellonia Białystok 32 13. GKS Bełchatów 28 14. Lechia Gdańsk 25 15. Cracovia 22 16. Łódzki KS 21 Jak widać sędziowie mają istotny wpływ na przebieg sportowej rywalizacji. Sędziowie próbują się jednak usprawiedliwiać tym, że ich zawód nie został jeszcze sprofesjonalizowany. Arbitrzy-amatorzy przez cały tydzień zamiast zajmować się doskonaleniem swojego warsztatu, muszą wykonywać pracę zawodową. Do sezonu rozgrywkowego przygotowują się najczęściej w trakcie urlopu, a obóz opłacają sobie z własnej kieszeni. Sędziowie w Polsce rozgrywki piłkarskie traktują jako zajęcie dodatkowe. Dlatego analizując błędy sędziowskie warto skupić się na przyczynach, a nie skutkach. Pomyłek sędziowskich nigdy nie unikniemy, ale możemy je ograniczyć do minimum.