Zaczęły się konsultacje w sprawie reformy przygotowanej przez Ekstraklasę SA. Tyle, że z samych klubów nikt nie chce się wypowiadać. "Tajemnica spowiedzi"? Nie, "ład korporacyjny". Jednak dyskusja bez własnego zdania na forum publicznym, to parodia. Przedstawiciele klubów, jeśli już, wypowiadają się anonimowo, z reguły zresztą krytykując pomysł, który przygotował Marcin Stefański, szef departamentu logistyki Ekstraklasy SA. Oto projekt reformy: wariant pierwszy - 16 drużyn po 30. kolejkach podzielonych zostanie na dwie 8-zespołowe grupy (mistrzowska i spadkowa). W tych grupach każdy zespół rozegra siedem dodatkowych meczów (ale uwaga - kuriozum, wyżej sklasyfikowane cztery u siebie, a trzy na wyjeździe, niżej sklasyfikowane odwrotnie). II wariant - po 30. kolejkach o tytuł mistrza Polski będzie walczyć 6 zespołów, a 10 bronić się przed spadkiem. Pierwsza grupa na zasadzie mecz i rewanż, druga w podziale na pięć u siebie i cztery na wyjeździe dla tych wyżej sklasyfikowanych i odwrotnie dla niżej. Ekstraklasa zastanawia się także - w obu wariantach - czy nie dzielić punktów na pół po zasadniczej fazie. To wyjątkowo kuriozalne propozycje. Co ciekawe, nie tak dawno dzielenie ligi przeforsował obecny prezes PZPN, Zbigniew Boniek. Też szukał impulsu dla zmian w polskiej piłce klubowej. Boniek, ówczesny wiceprezes PZPN, myślał wtedy o zapobieganiu wszechobecnej korupcji (sezon 2001/2002). Jednak podzielenie ligi na grupę mistrzowską i spadkową, okazało się pomyłką. Szybko się z tego wycofano. Wówczas w projekcie zmian uczestniczył Stefański. To człowiek świetnie przygotowany merytorycznie, ale szkoda, że ani wtedy, ani teraz nie potrafi przedstawić zasadniczych racji przeciwko podziałowi ligi. Wtedy Stefański został zdominowany przez Bońka, a obecnie firmuje ideę nowego szefa Ekstraklasy SA, Bogusława Biszofa. Jedno nie ulega wątpliwości - liga choruje. Objawem tej choroby są przeciętni, często nawet kiepscy obcokrajowcy, którzy stanowią blisko 40 procent w klubowych składach. Tak, panowie trenerzy - to wasze środowisko do tego doprowadziło w ostatnich latach. Liga choruje na brak sukcesów na forum międzynarodowym. Awans do Ligi Mistrzów jest niedostępny dla polskiego klubu od sezonu 1996/97. Liga Europejska funkcjonuje od czterech lat. Teraz po raz drugi w tej świeżej historii nie mamy klubu w Lidze Europejskiej w fazie grupowej. Czyli Europa dopiero zaczyna poważne granie od września, a nas już nie ma... Liga choruje również na stosunkach z kibicami. Po pierwsze problemem są ultrasi, a po drugie zwyczajni fani. Tacy, co to do Poznania na mecz Lech - Legia przyjdą, ale na inne spotkania "Kolejorza" już niekoniecznie. I to są prawdziwe problemy Ekstraklasy, a nie wydumana reforma rozgrywek.Dodatkowo powstaje pytanie zasadnicze - za jakie pieniądze finansować reformę? Jedyne realne pieniądze w polskiej piłce płyną od telewizji. "Dochód dnia meczowego" to abstrakcja. Nawet Legia, czy Lech mają z tym problemy, nie mówiąc o innych klubach. Ba, zadłużenie klubów - według raportu Ernst & Young - przekroczyło 645 milionów złotych. Pytanie o rozwój ligi, to pytanie o właściwe proporcje Polaków i obcokrajowców, to pytanie o normalny system wynagrodzeń (a nie przepłacanie a la były właściciel Polonii, Józef Wojciechowski), to pytanie o właściwe stosunki z kibicami. Ekstraklasa SA ucieka jednak od takich dyskusji i forsuje projekt reformy, który - według mnie - nie jest logiczny. Czy reforma ligi w kształcie przygotowanym przez Ekstraklasę SA to ucieczka do przodu? Chyba tak była pomyślana. Jednak reformę polskiej piłki zacząłbym od podstaw, a nie od ucieczki do przodu, z której - tak czuję - szybko trzeba będzie się wycofać... Roman Kołtoń - komentator Polsatu Sport <a href="http://romankolton.blog.interia.pl/">Jeszcze więcej informacji i komentarzy na blogu "...a bramki są dwie" Romana Kołtonia</a>