Tęsknota za emocjami Już jutro (29 maja), po prawie trzymiesięcznej przerwie piłkarze PKO BP Ekstraklasy ponownie wybiegną na boiska. Niestety, początkowo bez kibiców na trybunach. - Oczywiście, że tęsknię za Ekstraklasą. Przede wszystkim za emocjami. Poza tym, ja nie lubię rzeczy, które są niedokończone. Dlatego cieszę, się, że Ekstraklasa zagra do końca - mówi Grzegorz Mielcarski. Na samą myśl, że rozgrywki nie miałyby finiszu czuł niesmak. - Szkoda, że zaczynamy bez kibiców, ale nie ma chyba większej satysfakcji, że na końcu ma się takie poczucie: jestem mistrzem, gram w pucharach zasłużenie, czy: wybroniłem się przed degradacją, a jeżeli już się spadło niżej, to też zasłużenie, a nie na zasadzie domysłów: "Kto wie, co by się stało, gdybyśmy grali dalej". Może lepiej nie oczekiwać, zwłaszcza w dwóch pierwszych kolejkach, że poziom będzie jakoś specjalnie wysoki. Nie spodziewam się fajerwerków - nie kryje. Dodaje, że dla kibiców natomiast - bardziej od poziomu - będą się liczyły punkty i zwycięstwa. - Supertempa też się nie spodziewam, tym bardziej, że gdzieś tam w podświadomości piłkarzy, przynajmniej jeszcze teraz, na treningach jest jeszcze ten wirus - uważa.Były napastnik przekonuje, że restart Ekstraklasy może być trochę porównywalny do pierwszego meczu sparingowego po dłuższej przerwie. - Mam pewne obawy co do intensywności gry w kontakcie. Najbardziej ciekawi mnie to, jak piłkarze podejdą do restartu po tylu negatywnych bodźcach, informacjach o wirusie, chorobach i tak dalej. Chociaż kto wie, być może piłkarze nas zaskoczą i mecze będą przyjemne do oglądania. Bardziej niż wolniejszego tempa meczu obawiam się tego, że drużyny mogą być osłabione, gdyby jeden, czy drugi piłkarz złapał wirusa. To może wprowadzić nerwowość w całym klubie, że za chwilę być może ktoś kolejny odpadnie - mówi Interii Grzegorz Mielcarski.