Jan Biegański w styczniu zamienił GKS Tychy na Lechię Gdańsk i niemal z miejsca wskoczył do wyjściowego składu. Piotr Stokowiec zaufał defensywnemu pomocnikowi już w trzecim ligowym spotkaniu. Trener się nie zawiódł, bo 18-latek zagrał bardzo przyzwoicie. Miał kilka cennych odbiorów. - Dla mnie tak naprawdę to był debiut. Po prostu chciałem się pokazać i pomóc zespołowi. Jestem szczęśliwy, że udało nam się wygrać. Cieszę się, że w małym stopniu przyczyniłem się do zwycięstwa - przyznał po spotkaniu w rozmowie z klubowymi mediami gdańszczan. Biegański wcześniej miał w nogach tylko dwie minuty. Stokowiec wpuścił go na boisko z ławki w przegranym pojedynku z Jagiellonią Białystok (0-2). W Bełchatowie było o niebo lepiej - Lechia pokonała Raków 1-0. Gol na samym starcie ułoży był istotny i gdańszczanie się przełamali. - Myślę, że zrealizowaliśmy przedmeczowe założenia. Przede wszystkim chcieliśmy wygrać spotkanie i to było dla nas najważniejsze. Pod koniec meczu taktyka i inne rzeczy idą na bok, tylko zostaje głowa. Wracamy do Gdańska z kompletem punktów - dodał. Obie drużyny zostawiły na placu gry sporo zdrowia. Spotkanie było zacięte, nikt nie odstawiał nogi. - Nie brakowało walki. Ja też jestem zawodnikiem, który po prostu walczy. Umiejętności czasami można mieć słabsze, ale wolą walki i charakterem się nadrabia. Wywalczyliśmy te trzy punkty - podkreślił Biegański. Lechia Gdańsk postara się utrzymać na zwycięskiej ścieżce w sobotnim meczu z Górnikiem Zabrze. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! <a href="http://www.sport.interia.pl/?utm_source=testlinkow&utm_medium=testlinkow&utm_campaign=testlinkow" target="_blank">Sprawdź</a>