- Nie ma czasu na rozczulanie się, roztrząsanie i płacz. Analiza jednak musi być, bo nie możemy się pogodzić z tym, że w piętnaście minut gry w jedenastu na dziewięciu nie zagrażamy bramce. Wołałem z boku, żeby grać spokojniej, cierpliwiej, na jeden-dwa kontakty, ale przecież nie mogłem wejść na boisko. Miałem wszystkich ofensywnych zawodników na boisku za wyjątkiem Kirma. Mogliśmy jeszcze wpuścić do przodu wysokiego Chaveza, ale nie miał już siły biegać - tłumaczył szkoleniowiec "Białej Gwiazdy". - Najgorsze jest to, że nie mamy czasu, bo jestem tu wprawdzie miesiąc, ale zdecydowana większość naszych treningów sprowadza się do rozgrzewki, półgodzinnych ćwiczeń, a nie ma czasu na spokojną pracę nad atakiem pozycyjnym - podkreślił Probierz. - Dawniej ojciec lał syna za to, że dwa razy popełnił ten sam błąd i to mnie teraz martwi, bo już wcześniej, jako trener Jagiellonii nie potrafiłem Legii pokonać grając z taką przewagą. Wielu naszym zawodnikom kończą się kontrakty, każdy dostaje szansę, by się wykazać. Wnioski są jednak smutne - ciężko nam zagrozić bramce rywala - zakończył trener Wisły. Wyniki, terminarz i tabela T-Mobile Ekstraklasy