Legia zawdzięcza przepustkę do ćwierćfinału krajowego pucharu bramkarzowi Lechii. Marko Marić sprezentował wicemistrzom Polski oba pierwsze gole i to w taki sposób, że można zachodzić w głowę, jak to możliwe, że ktoś taki dostał angaż w klubie, któremu marzy się gra o europejskie puchary. Jego dramat zaczął się w 25. minucie. Legia miała rzut rożny, a Marić tak piąstkował piłkę, że ta wpadła prosto na głowę Aleksandara Prijovicia, który bez problemu dał Legii pierwszego gola. Drugą wtopę 19-latek ściągnięty z Rapidu Wiedeń zaliczył po przerwie. Dośrodkowana z 35. metra piłka przez Tomasza Brzyskiego leniwie leciała w pole karne Lechii, ale bezproblemowe złapanie futbolówki w rękawice przerosło Chorwata. Piłka odbiła się najpierw od poprzeczki, po czym szybko zagarnął ją Nemanja Nikolić i pewnie podwyższył wynik na 2-0. Przy trzeciej bramce Marić też mógł zachować się lepiej, bo zagrana z rzutu rożnego piłka poleciała na szósty metr od jego bramki. Najwyżej w polu karnym wyskoczył Igor Lewczuk i po chwili cieszył się z pierwszego gola w barwach Legii w tym sezonie. Lechia nie dość, że miała słabiutkiego bramkarza, to jeszcze prawdziwego nieszczęśnika z przodu. Był nim Bruno Nazario. W pierwszej części meczu Brazylijczyk miał dobrą sytuację do zagrożenia bramce Duszana Kuciaka, ale huknął tak, że piłka o mało nie wypadła poza stadion. Nazario jeszcze bardziej spartolił okazję w drugiej połowie, kiedy znalazł się w sytuacji sam na sam z Kuciakiem. Brazylijczyk miał mnóstwo czasu i miejsca, aby dać wtedy Lechii remis. Uderzył jednak fatalnie, prosto w Słowaka. Do litanii nieszczęść w wykonaniu gdańszczan swoje trzy grosze dorzucił też Milos Krasić. Dla Serba był to pierwszy mecz w wyjściowym składzie Lechii. Od razu rzuca się w oczy, że ma on pojęcie o graniu w piłkę, ale ze skutecznością jest na bakier. Krasić toczył korespondencyjny pojedynek z Nazario o to, kto strzeli na bramkę bardzo niecelnie. Starcie pozostało nierozstrzygnięte, ale uderzenie Krasicia też bardziej przypominało zagranie znane ze stadionów rugby. Na minus w Lechii wypadł też Maciej Makuszewski. Kapitan drużyny wprawdzie często był pod grą, ale prawie zawsze dokonywał niewłaściwych wyborów. Do tego jego strata skończyła się czwartym golem dla Legii. Ciężko coś dobrego powiedzieć też o Sławomirze Peszko. Zresztą w ogóle ciężko cokolwiek powiedzieć o jego występie. Reprezentant Polski grał przez pierwszą połowę, ale w oczy rzucił się tylko wtedy, gdy brutalnie sfaulował Tomasza Brzyskiego. Zmienił go w przerwie Michał Mak i śmiało można powiedzieć, że nakrył czapką bardziej doświadczonego kolegę. Mak był jedynym jasnym punktem w drużynie Lechii i swój dobry występ potwierdził honorowym golem dla gościW ćwierćfinale Legia zmierzy się z Chojniczanką, która po dogrywce pokonała GKS Bełchatów 2-1. Krzysztof Oliwa Legia Warszawa - Legia Gdańsk 4-1 (1-0) Bramki: dla Legii - Aleksandar Prijović (24, 85), Nemanja Nikolić (62), Igor Lewczuk (75); dla Lechii - Michał Mak (76). Żółte kartki: Lechia - Sławomir Peszko, Ariel Borysiuk, Grzegorz Wojtkowiak. Sędzia: Jarosław Przybył (Kluczbork). Widzów: ok. 17 tys. <a href="http://nazywo.interia.pl/relacja/18-pp-legia-warszawa-lechia-gdansk,4287" target="_blank">Zobacz zapis relacji na żywo z meczu 1/8 finału PP Legia Warszawa - Lechia Gdańsk</a> <a href="http://m.interia.pl/na-zywo/relacja/1-8-pp-legia-warszawa-lechia-gdansk,id,4287" target="_blank">Zapis relacji na urządzenia mobilne</a>