To spotkanie otwierało 12. kolejkę Orange Ekstraklasy. Pozostałe pojedynki odbędą się w sobotę, w tym Legia Warszawa - Kolporter Korona Kielce, i niedzielę, kiedy Wisła Kraków podejmie Amikę Wronki. - Chciałbym wygrać. Ile? 1:0 - mówił przed spotkaniem Liczka, który Groclin Dyskobolię prowadził po raz drugi. Pierwszy raz nie mógł być jednak miarodajny, ponieważ grodziszczanie we wtorek spotkali się w Pucharze Polski z czwartoligowym OKS 1945 i oczywiście gładko wygrali (5:0). Pojedynek z Lechem mógł natomiast odpowiedzieć na pytanie, gdzie obecnie znajduje się Groclin. Poznaniacy są przecież wiceliderem Orange Ekstraklasy i potrafili w tej rundzie pokonać już Legię Warszawa i Amikę Wronki. Grodziszczanie natomiast nie dość, że przegrali trzy ostatnie mecze ligowe, to wciąż są prześladowani przez kontuzję. W piątek Liczka nie mógł skorzystać z usług aż siedmiu piłkarzy: Mico Vranjesa, Pance Kumbeva, Radka Mynarza, Bartosza Ślusarskiego, Rafała Pawlaka, Igora Kozioła i Marcina Łukaszewskiego, stąd obecność w wyjściowej jedenastce debiutanta Adriana Bartkowiaka. Goście nie mogli wystawić tylko Krzysztofa Gajtkowskiego, ale okazało się, że ta strata była o wiele większa. Podopieczni Liczki zagrali dobrze i już do przerwy prowadzili 2:0, z czego bardzo się cieszył Zbigniew Drzymała, właściciel klubu. Bohaterem tych 45 minut był Tibor Sabo, który zaliczył dwie asysty. Najpierw jego podanie z rzutu rożnego wykorzystał Radim Sablik, uderzeniem głową posyłając piłkę do siatki, a potem wspaniale zachował się Adrian Sikora, który strzałem z dystansu przelobował wysuniętego Krzysztofa Kotorowskiego. - To mój pierwszy gol zza pola karnego - cieszył się napastnik Groclinu. Nerwowo dla gospodarzy zrobiło się w samej końcówce, gdyż w 89. minucie kontaktową bramkę dla Lecha zdobył Mariusz Mowlik, ale chwilę później, wprowadzony kilkanaście sekund wcześniej Marcin Zając, dobił poznaniaków. <a href="http://pilka.interia.pl/liga/1/wyn?id=9875&nr=12">Zobacz OPIS tego meczu</a>