"Kosa" był zmęczony, ale wyraźnie zadowolony. 14 tysięcy gardeł skandowało jego nazwisko w pierwszym meczu po powrocie z wojaży zagranicznych, a gdy schodził z boiska w II połowie dostał owacje na stojąco. - Wiem, że to nie ta sama Wisła, co w zeszłym sezonie, ale ta sama, co pięć lat temu - dowodził "Kosa". - Tym meczem potwierdziliśmy, że liczy się dla nas tylko mistrzostwo Polski. Wisła ze mną tak zawsze będzie grała - ofensywnie. - Zszedłem w trakcie drugiej połowie, ale sił mi nie zabrakło. Po prostu we wtorek mamy następny mecz - zaległy z Górnikiem, więc nie było sensu szarpać się - dodawał. - Wynik był już rozstrzygnięty. Zapytaliśmy go, czy nie zaskoczyła go bezradność rywala w defensywie. - Korona popełniała błędy w obronie dlatego, że my dobrze graliśmy - podkreślił Kamil Kosowski. O sytuacji, w której dostał piłkę od Maura Cantoro i wypracował rzut karny powiedział: - To było moje spontaniczne zejście do środka. Nie trenowaliśmy tego, a faul był ewidentny. Rozmawiał: Michał Białoński *** Gorące spięcia pod bramką! Najciekawsze sytuacje! Kontrowersje Orange Ekstraklasy! Tylko u nas! Zobacz Magazyn Ligowy Skróty meczów możesz obejrzeć na naszych stronach, możesz też ściągnąć na telefon komórkowy!