Szkoleniowiec z Bułgarskiej od razu zachwycił się umiejętnościami 29-letniego Quinterosa. - Na pierwszych treningach wyglądał jak ktoś z innej planety. Ale to normalne, bo przecież w Ameryce Południowej gra się zupełnie inaczej, niż w Polsce. On cały czas się uczy naszego futbolu. Jest świetny technicznie, dużo widzi na boisku, ale ma zaległości w przygotowaniu fizycznym. Jeśli to nadrobi, wtedy przekonacie się, ile jest naprawdę wart - chwali swojego podopiecznego trener Smuda. Już teraz jednak Quinteros błyszczy w naszej ekstraklasie. W dwóch ostatnich meczach strzelił trzy gole. Dwa z nich mogą kandydować do miana bramki roku. Poza tym ma niesamowity przegląd pola. Trudno mu zabrać piłkę i praktycznie nie ma strat. Niemal każde jego podanie trafia do kolegi z drużyny. Peruwiańczyk coraz lepiej rozumie się też z kolegami z boiska. - Cały czas mam z tym problemy, ale robię postępy. Mam tłumaczkę, która się mną opiekuje. W klubie pracuje też dziewczyna, która zna hiszpański. W razie czego mogę także porozmawiać z trenerem bramkarzy Andrzejem Woźniakiem. Wprawdzie mówi po portugalsku, ale to nieco zbliżony język. Nie jest więc tak źle - mówi reprezentant Peru. Piłkarz nie może zresztą narzekać na brak towarzystwa. Do Poznania przyjechała bowiem jego żona, Maria Isabel. - To na pewno ma wpływ na moją lepszą grę. Ale to chyba normalne. Każdy lubi, jak po treningu ktoś na niego czeka w domu. Jest z kim porozmawiać. Nie kryję, że bardzo tęskniłem za żoną - mówi pomocnik Lecha. Quinteros tęskni również za peruwiańskim jedzeniem. - W Poznaniu nie sposób kupić przyprawy z mojego kraju. Trzeba więc będzie sprowadzić je z Ameryki Południowej. Na polskie jedzenie jednak nie narzekam, choć gustuję w ostrych potrawach. Co mi smakuje najbardziej? Może to dziwne, ale... truskawki w śmietanie - śmieje się piłkarz, który w Peru uważany jest za jedną z największych gwiazd. W reprezentacji Peru rozegrał 14 spotkań. Dobrze się zna z Claudio Pizzaro z Bayernu Monachium. W swojej ojczyźnie bronił barw Sportingu Cristal i nazywany był "El Pato", czyli Kaczor. - Koledzy twierdzą, że tak się poruszam na boisku. Nie wiem, czy mają rację - dodaje zawodnik. W Poznaniu kibice mówią na niego jednak Henryk Kwinto. - Słyszałem, że to jakiś bohater z filmu. Niestety, nie widziałem go - mówi Quinteros, który z każdym dniem coraz lepiej poznaje stolicę Wielkopolski. - Bardzo podoba mi się Stary Rynek. Wolny czas spędzam jednak w domu. Wraz z żoną - zapewnia Peruwiańczyk. Quinteros szybko zyskał też uznanie kolegów z zespołu. - Jest nienagannie wyszkolony technicznie. Jego podania są świetne. Przy tym jest stworzony do taktyki, którą preferuje trener Smuda. Ostatnio gramy przecież tylko jednym napastnikiem, za którym jest właśnie Quinteros. Jak na razie taki system przynosi dobre efekty - uważa kapitan Kolejorza, Piotr Reiss. O tym, że Peruwiańczyk robi furorę w Poznaniu najlepiej świadczy fakt, że na dniach do Peru wyjeżdża drugi szkoleniowiec Lecha, Marek Bajor. - Będę szukał kolejnych zawodników. Skoro udało się z Quinterosem, to być może natrafię na jeszcze jednego tak dobrego piłkarza. Będę oglądał mecze ligowe w Peru i Hondurasie. Tamtejszy rynek nie jest jeszcze aż tak popularny, jak na przykład brazylijski. Mam nadzieję, że sprowadzę do Lecha równie dobrych zawodników - twierdzi asystent Smudy. Marek Poznański