Do stolicy na mecz wybrała się około 400-osobowa grupa kibiców Ruchu. Jak informuje "Sport", fani dostali od klubu z Konwiktorskiej 300 wejściówek, ale zapewniono, że będzie można na miejscu dokupić brakujące bilety. W Warszawie okazało się, że o dodatkowej puli nie ma mowy. Negocjacje dyrektora klubu z Chorzowa, Mirosława Mosóra, z przedstawicielami gospodarzy nie przyniosły zmiany decyzji. Fani Ruchu, widząc, że część kolegów nie będzie mogła obejrzeć spotkania, solidarnie odmówili wejścia na stadion. "Przecież to nie byli żadni chuligani, ale sympatycy swojego ukochanego klubu. Takie działania nie pomagają promocji piłki nożnej, bo bez kibiców nie byłoby tej dyscypliny" - zwraca uwagę piłkarz "niebieskich", Rafał Grodzicki. Do dziwnego zajścia doszło tuż przed meczem, kiedy piłkarze Ruchu podeszli do ogrodzenia stadionu, by podziękować kibicom za przyjazd do Warszawy. Fani zostali wówczas zaatakowani przez ochronę gazem. W ruch poszły też...gaśnice. "Nie wiem, skąd pomysł na użycie gaśnic? To jakaś paranoja. Na pewno to skandal, że kibice przejechali pół Polski i zostali potraktowani niepoważnie" - dodaje bramkarz Ruchu, Krzysztof Pilarz. Więcej w "Sporcie"