Po długich namysłach, ważeniu argumentów "za" i "przeciw" zdecydował się Pan na operację kręgosłupa. Zabieg był udany? - Jak najbardziej udany. Tak mi się wydaje po tych dwóch tygodniach, które minęły. Zaczynam pływać, jeździć na rowerku i nie odczuwam tego bólu. Jak ktoś by mi go odciął. Nie mam promieniowania na pośladek, na nogę. Noga mi nie drętwieje. Jestem zadowolony. Przed operacją konsultował się Pan, oczywiście poza doktorem Bobrowskim, z kolegami z boiska - Krzyśkiem Przytułą i Markiem Basterem, którzy przechodzili podobną operację? - Jeszcze mogę tu wymienić Mateusza Rzucidłę, który robił prawie to samo. On z Markiem Basterem przechodzili to w Polsce. Mi dużo pomógł Krzysiek Przytuła, który miał operację w tej samej klinice co ja i był zadowolony. Również dzięki jego namową zdecydowałem się robić to poza Polską i teraz tego nie żałuję. Trudno było wynegocjować z prof. Filipiakiem sponsoring operacji? - Nie było trudno. Zadzwoniłem do profesora i chciałem go przekonać, że zagranicą operacja będzie lepiej przeprowadzona niż w Polsce. Chyba go przekonałem, ponieważ prezes zafundował zabieg. Kilka lat temu profesor Filipiak powiedział w czasie wizyty w USA, gdzie widział Pana w meczu halowym, że za żadne pieniądze nie sprzeda Pana z Cracovii. Czuje się Pan takim faworytem prezesa? - Z prezesem rzadko rozmawiamy. Nie czuję się jego faworytem, ulubieńcem. Być może przez te lata, za to co dla klubu zrobiłem, prezes postanowił, że odwdzięczy mi się tym, że zapłaci mi za tak drogi zabieg. Był on cztery razy droższy, niż w kraju. Mogę mu tylko dziękować. Właśnie, to Pana piąty sezon z Cracovią w Ekstraklasie. Co się dzieje z tym zespołem, że tak długo tkwicie w strefie spadkowej? To chyba najgorszy moment od powrotu do Ekstraklasy. - Nie jest dobrze. Punktów jest bardzo mało. Ciężko nam dogonić w ogóle kogoś w tabeli, ponieważ praktycznie nie wygrywaliśmy. Był raptem jeden taki mecz z ŁKS-em, po którym myśleliśmy, że zaczniemy grać lepiej. Zawodnicy są dobrze przygotowani do gry. Zdarzają się takie mecze jak z Polonią Bytom, gdzie koniecznie chcieliśmy wygrać, żeby dogonić stawkę. Niestety taki mecz się przegrywa, później jedzie się na wyjazd, gdzie też dostaje się po głowie. Później jest juz ciężko. Brał Pan udział w spotkaniu drużyny przed meczem z Polonią? - Tak. Ja myślę, że gdyby mnie tam nie było, to spotkanie by się nie odbyło. Oczywiście żartuję. (śmiech) Byłem, ale nie mogłem zostać długo. Musiała mnie podwieźć żona, ponieważ byłem świeżo po operacji i nie mogłem jeszcze jeździć samochodem, ale chwilę musiałem być z chłopakami. Przed kontuzją, kiedy był Pan kapitanem drużyny, nie myślał Pan o podobnym spotkaniu? - Te spotkania były i wcześniej ... Po prostu nie wypływało to na światło dzienne? - Oczywiście, po co ktoś miał o tym wiedzieć. Jeśli mieliśmy sobie coś do powiedzenia, to mówimy sobie to we własnym gronie, wyjaśniamy wszystko i jest ok. Jak przebiega rehabilitacja? Ma Pan zalecenia od Piotra Sochy? - Wczoraj minęły dwa tygodnie od zabiegu. Od tego czasu mam dużo pływać i jeździć na rowerku. Po kolejnych dwóch tygodniach, czyli w sumie miesiąc po operacji, mam już wyjść na boisko i zacząć biegać. Po sześciu tygodniach, jeśli wszystko dobrze się poukłada, tak jak lekarze w Monachium mówili, to powinienem być w normalnej dyspozycji. W optymistycznym wariancie zobaczymy Pana w grudniu na boisku? - Wtedy już będę do dyspozycji, ale w grudniu jest tylko jeden mecz, więc nie wiem czy wystąpię. W Ekstraklasie jest Pan juz piąty sezon. Może Pan ocenić jak się zmieniła przez te lata? Poziom się wyrównał? W górę, w dół? - Szczerze mówiąc nie mam pojęcia, czy się obniżył, czy wyrównał. Myślę, że jest podobnie. Odkąd Cracovia awansowała poziom niewiele się zmienił. A w Cracovii w jakim kierunku poszły zmiany przez ten czas? - Trudne pytanie. W Cracovii poszło to w kierunku odmładzania zespołu. Ściągnięto zawodników, którzy podpisali długie kontrakty i mają być nadzieją klubu, już na nowym stadionie. Taki kierunek obrali prezes z trenerem i zobaczymy jak to wypali. To Pana najdłuższa przerwa spowodowana kontuzją? - Nie pamiętam, kiedy przez miesiąc nie byłem na boisku. Tak jak mówię, jeśli wszystko dobrze pójdzie to po około miesiącu wyjdę na boisko. Nigdy nie miał ciężkich urazów. Chociaż to akurat trwało długo, ale nie przyznawałem się do bólu i wychodziłem na boisko. Teraz musiałem się zdecydować na operację, bo to nie miało sensu. Wcześniej przerwy trwały około tygodnia. Już minęły pierwsze dwa tygodnie, więc kolejne pójdą szybko. Na trybunach czy przed telewizorem nerwy są większe, niż grając na boisku? - Zdecydowanie tak. Przed telewizorem może jeszcze nie, ale na trybunach, kiedy się patrzy z boku, to ciężko wytrzymać. Na boisku po gwizdku sędziego człowiek skupia się na odbiorze, na dokładnym podaniu. Ja osobiście nie lubię oglądać meczów z trybun, nienawidzę tego.