Z prezesem Markiem Piętą chciałem porozmawiać na kilka dni przed zjazdem PZPN pod koniec października. Akurat był za granicą i nic z tego nie wyszło. Mimo choroby nowotworowej do końca był aktywny. Przed zjazdem ostro walczył o to, żeby w Izbie ds. Rozwiązywania Sporów Sportowych PZPN, której zresztą był członkiem, był zachowany parytet i by środowisko zawodowych piłkarzy miało szerszą reprezentację. Zresztą przez prawie dwie dekady walczył o poszanowanie praw profesjonalnych graczy. W ostatnich latach PZP, który zakładał i którym kierował od 1997 roku, pomagał choćby zawodnikom bez kontraktów w znalezieniu sobie nowego pracodawcy, poprzez organizowanie letnich zgrupowań i udział w międzynarodowych turniejach pod egidą FIFPro, Międzynarodowej Federacji Piłkarzy Zawodowych, zrzeszającej około 50 tysięcy piłkarzy z 41 krajów. Pięta znał na wylot problemy futbolowego środowiska, bo w przeszłości sam był świetnym piłkarzem. Był jednym z graczy Wielkiego Widzewa z końca lat 70. i początku 80. Z łódzką jedenastką wywalczył dwa tytuły mistrza Polski, pomógł też zespołowi w świetnych występach w europejskich pucharach. Z książki Marka Wawrzynowskiego "Wielki Widzew": "Nad większością kolegów górował umiejętnością analizowania zdarzeń, do tego był oczytany, wiedział, czego chce. Szybko wszedł do grupy trzymających władzę w Widzewie. Całe swoje dotychczasowe życie wiązał z Wałbrzychem. Od ósmego roku życia grał tam nieprzerwanie przez 16 lat. Kilka razy z uznaniem wypowiadał się o nim selekcjoner Ryszard Kulesza, a Edmund Zientara włączył go na dwa mecze do kadry olimpijskiej. Na przeszkodzie do większej kariery stanął drobny, ale istotny szczegół. W Wałbrzychu był ledwie drugoligowcem, a wyrwanie się z klubu nie było takie proste. Gdy zespół z Dolnego Śląska przegrał walkę o awans do elity, Pięta w końcu postanowił zrobić coś dla siebie. Przeszedł do Widzewa. I był to dobry ruch, być może najlepszy, jaki mógł wykonać. Po przegranym meczu łódzkiej ekipy z Odrą Opole obserwujący spotkanie dyrektor St. Etienne, przeciwnika w europejskich pucharach, Pierre Garonnaire stwierdził, że Pięta był nawet lepszy od Bońka". Świetnie wyszkolony technicznie Pięta był jednym z głównych bohaterów spotkań z Juventusem w Pucharze UEFA jesienią 1980 roku. W Łodzi Widzew wygrał 3-1, a Pięta zdobył gola głową na 2-0. Słynnego Dino Zoffa i swojego prześladowcę z tamtych meczów, brutalnie grającego obrońcę Claudio Gentile, oszukał też w rewanżu w Turynie, gdzie zdobył jedyną bramkę. Łodzianie ostatecznie przeszli sensacyjnie dalej po serii karnych. Marek Pięta zmarł na skutek choroby nowotworowej w miniony piątek. Dziś w Łodzi jego pogrzeb. Jest kolejnym z graczy Wielkiego Widzewa, którzy odeszli. Wcześniej zmarli Krzysztof Surlit (2007 rok) i Włodzimierz Smolarek (2012). Michał Zichlarz