Krzysztof Oliwa, Interia: W środę wspólnie z firmą audytorską EY zaprezentowaliście kolejną odsłonę Ekstraklasy Piłkarskiego Biznesu. Jaki wyłania się z niego obraz naszej ligi? Dariusz Marzec, prezes Ekstraklasy: - Ostatni sezon był pełnym rekordów. Po raz pierwszy przekroczyliśmy poziom 700 milionów złotych przychodów. To o dwieście więcej niż przy okazji poprzedniej edycji. Mamy dobre wyniki także, jeśli chodzi o rentowność. Łączne zyski były na poziomie 66 milionów. Nawet gdyby wykluczyć z rankingu Legię Warszawa, która pierwszy raz po ponad 20 latach awansowała do Ligi Mistrzów, to pozostałe kluby zanotowały stratę ośmiu milionów złotych. To duży krok do przodu, bo przed rokiem łączne straty wyniosły 26 milionów złotych. Kolejnym obszarem, gdzie są powody do optymizmu jest frekwencja i oglądalność w telewizji. Nasze stadiony odwiedziło w sezonie 2016/7 prawie 3 miliony osób, zanotowaliśmy sześcioprocentowy wzrost i dużymi krokami zbliżamy się do frekwencji 10 tysięcy osób na każdym meczu. Z kolei przyrost widowni przed telewizorami, zawdzięczamy głównie transmisjom w Eurosport 1 i platformie nc+go. Był on na poziomie pięciu milionów. Jak widać w części biznesowej odnotowaliśmy kilka bardzo dobrych rezultatów. Wiem, że wszyscy pytają, o poziom sportowy, ale uważam, że na biznesowym fundamencie uda się dopiero zbudować wyniki. Ważne dla nas jest teraz wprowadzanie większej liczby młodych zawodników. Na tym powinniśmy się skupić. Potem trzeba to przełożyć na dobrą grę w europejskich pucharach, bo jak pokazał poprzedni sezon to właśnie tam czekają ogromne pieniądze. Czy świetne wyniki finansowe Legii nie zaciemniają nam obrazu całej ligi? - Przyrosty przychodów wygenerowały praktycznie wszystkie kluby. Rośnie frekwencja, więc zwiększają się dochody z biletów i dnia meczowego. Wpływy z transferów także dotyczyły praktycznie każdego klubu z pierwszej ósemki. Oczywiście, że wynik Legii bardzo pomaga całej lidze. Wydaje się w przyszłości na kilku silnych klubach będzie budować potencjał całej Ekstraklasy. Mam na myśli oprócz Legii, Lecha, Lechię, Wisłę czy Jagiellonię. Tak wyglądają mocne ligi w innych krajach. Mają pięciu-sześciu liderów, którzy ciągną całą rozgrywki. W tym sezonie Legii nie będzie w europejskich pucharach. Czy pana zdaniem możliwe jest zbliżenie się do przychodów na poziomie 700 milionów złotych? - Trzeba trzymać mocno kciuki, choć będzie to wymagało dużej pracy. Wiadomo, że ciężko zarobić takie pieniądze bez wpływów z tytułu gry w Lidze Mistrzów czy Lidze Europy. Ale Lech pokazał, że nawet nie występując w Europie, można zanotować dobry wynik finansowy, utrzymując przychody budżetowe na podobnym poziomie. Zostając jeszcze na chwilę przy Legii, nie ma pan wrażenia, że ogromne wpływy z Ligi Mistrzów przejedzono? Wgłębiając się w wasz raport widać, że zdobycie jednego punktu w lidze kosztowało legionistów o sześć razy więcej niż Jagiellonię. - To bardziej pytanie do zarządu Legii, nie mam aż tak szczegółowej wiedzy, jak wyglądało zarządzanie finansami (Legia wydała ponad 60 milionów złotych na pensje - przyp. red.). Kwota za zdobyty punkt jest nie do końca miarodajna. Legia od wielu lat ma ambicje, żeby pokazywać się w Europie. W związku z tym buduje zespół i na ligę i na puchary. To wymaga szerokiej kadry i ściągania droższych zawodników niż pozostałe kluby. Co czuł prezes Ekstraklasy, gdy okazało się, że już w sierpniu wszyscy przedstawiciele zarządzanej przez pana ligi żegnają się z pucharami? - Mamy kaca moralnego, bo to boli każdego z nas. Widać, że stabilizacja, jeśli chodzi o skład drużyny, nie jest jeszcze na tym poziomie, na jakim byśmy chcieli. Dzisiaj nie powinniśmy robić z tego tragedii, bo trzeba myśleć o przyszłości i zastanawiać się, co trzeba zrobić lepiej. Pojawiły się także głosy, że przyczyną słabego startu w pucharach naszych drużyn leży w nieodpowiednim terminarzu. Końcówka sezonu jest zbyt intensywna, a przerwa zbyt krótka. Zgadza się pan z tym? - To pojedyncze opinie. Krótka przerwa między sezonami mogła mieć jakiś wpływ na formę piłkarzy w lipcu. Pamiętajmy jednak, że te drużyny, które wyeliminowały nasze zespoły, też miały podobne warunki do przygotowań. Problem nie leży w terminarzu i nie ma co szukać tutaj winnych i zwalać na kogoś winę. Potrzebna jest zmiana myślenia i patrzenie długofalowo na rozwój klubu. Musimy szkolić, szkolić i jeszcze raz szkolić, żeby dojść do modelu - gdy np. z drużyny odejdzie Kapustka, to w zespole jest jeszcze trzech-czterech piłkarzy dających odpowiednią jakość. Przykładów nie trzeba daleko szukać. Niemcy zanotowały największy w wzrost wychowanków w meczach Bundesligi od lat. Wiem, że nie mamy się co porównywać do ligi niemieckiej, ale to pokazuje nam kierunek działania. To bardzo długofalowy proces, jednak nie ma innej drogi. Ekstraklasa: wyniki, tabela, terminarz, strzelcy Rozmawiał Krzysztof Oliwa