<a href="http://wyniki.interia.pl/rozgrywki-L-polska-ekstraklasa-2010-2011,cid,3">Ekstraklasa - zobacz wyniki, strzelców, składy, terminarz i tabelę!</a> - Gdy w 92. minucie Marcus Vinicius nie trafił do pustej bramki, nadzieje na zwycięstwo znacznie spadły. Mimo wszystko, wierzyliśmy do samego końca. Kilka chwil później, już w ostatniej akcji, mieliśmy rzut wolny. Marcin Drzymont, wbiegając w pole karne, powiedział, że jest to piłka meczowa i on strzeli gola. No i strzelił - opowiada serwisowi INTERIA.PL Grzegorz Baran. Gdyby tego nie uczynił, bełchatowianie zremisowaliby z Widzewem. Patrząc na przebieg spotkania, takie rozstrzygnięcie byłoby najbardziej sprawiedliwe, bo podopieczni trenera Bartoszka rozegrali co najwyżej przeciętny mecz. Ale dziwić to nie może, skoro trzy wcześniejsze potyczki zakończyły się ich porażkami. - Po tych słabych wynikach chcieliśmy wrócić na właściwe tory. Zrobiliśmy wszystko, aby się przełamać. Nie można jednak zapominać, że z Widzewem dopisało też szczęście - przyznaje Baran. - Przed meczem była w nas wielka sportowa złość. Chcieliśmy udowodnić sami sobie, że potrafimy grać w piłkę, że z dnia na dzień tego nie zapomnieliśmy. Trzy przegrane z rzędu były bolesnym ciosem i trzeba było jak najszybciej się podnieść - dodaje pomocnik bełchatowian. Przypomnijmy, że GKS przegrał ostatnio w lidze w Gdyni z Arką i w Kielcach z Koroną, a także odpadł z rozgrywek Pucharu Polski. Pogromcą okazało się I-ligowe Podbeskidzie Bielsko-Biała. - Taka seria porażek nie mogła wziąć się z przypadku. W opiniach, że jesteśmy w kryzysie, musiało być trochę prawdy. Mam jednak nadzieję, że po zwycięstwie nad Widzewem wychodzimy na prostą i wszystkie problemy to już jedynie przeszłość - kończy Baran.