W tym sezonie mieliśmy kilku defensorów, którzy stanowili o sile swoich drużyn. Ciężko wyobrazić sobie ekipę Lecha Poznań bez Manuela Arboledy i Bartosza Bosackiego, Wisłę Kraków bez duetu Marcelo - Arkadiusz Głowacki, czy też Legię Warszawa bez Inakiego Astiza i Dicksona Choto. Byli też i tacy, którzy częściej niż optymalną prezentowali formę plażową, albo błędami pogrążali swoje zespoły. Oto Asy i Cieniasy formacji obronnej sezonu 2008/09 według INTERIA.PL. ASY Manuel Arboleda (Lech Poznań) Rozegrał 30 spotkań w pełnym wymiarze czasowym. Prawdziwy wojownik, silny, nieustępliwy i trudny do przejścia. Wraz z Bartoszem Bosackim stworzył skuteczną parę stoperów "Kolejorza". Po Polsce wędruje jednak za Franciszkiem Smudą, którego traktuje jak ojca. Czy po odejściu "Franza" będzie równie skuteczny? Inaki Astiz (Legia Warszawa) Wraz z Janem Muchą kierował najlepszą defensywą w Polsce. Legia w 30 spotkaniach straciła zaledwie 17 goli. Drugi sezon w polskiej ekstraklasie i drugie wicemistrzostwo kraju. Przed rokiem wraz z Legią zdobył także Puchar Polski. Tomasz Jodłowiec (Polonia Warszawa) As za wszechstronność. Równie dobry w obronie, co w linii pomocy. Wystąpił w 29 meczach, a "Czarne Koszule" zakończyły rozgrywki na czwartym miejscu, które gwarantuje występy w Lidze Europejskiej. Dobrą postawę Jodłowca dostrzegł Leo Beenhakker, który powołał 24-letniego piłkarza do kadry. Marcelo (Wisła Kraków) Najlepszy transfer "Białej Gwiazdy" w ostatnim czasie. Wystąpił w 21 spotkaniach, strzelił 3 gole. Jego trafienia w meczach z Arką Gdynia i Legią Warszawa przełożyły się na zwycięstwa Wisły, bez których krakowianie z dużą dozą prawdopodobieństwa nie sięgnęliby po drugie z rzędu mistrzostwo. Media donoszą, że ma oferty z Grecji i Niemiec. Trudno będzie go zatrzymać pod Wawelem. CIENIASY Inaki Descarga (Legia Warszawa) Każdy zawodnik przychodzący do polskiej ekstraklasy z Primera Division musi wzbudzać olbrzymie zainteresowanie mediów i wielkie oczekiwania kibiców. Descarga do Legii przyszedł z Levante (196 występów, 10 goli), ale serc mieszkańców stolicy nie podbił, będąc cieniem swojego imiennika (Astiza). Jeden z chybionych transferów Mirosława Trzeciaka i Jana Urbana. Ta sama jakość co Mikel Arrubarrena. Jarosław Fojut (Śląsk Wrocław) Fakt, to solidny obrońca i ma za sobą całkiem niezłe występy w Śląsku. Ale po zawodniku, który uczył się futbolu w Boltonie można, a właściwie należy oczekiwać znacznie więcej. Tymczasem wielu kibiców Fojuta zapamięta głównie z meczu Arka - Śląsk. Wrocławianie prowadzili już 3:1, ale za sprawą błędów Fojuta (gol samobójczy i "asysta" przy trafieniu Grzegorza Nicińskiego) zremisowali w Gdyni 3:3. Pavol Stano (Jagiellonia Białystok) Miał być pewnym punktem "Jagi", tymczasem po błędach Stano ekipa z Białegostoku straciła co najmniej kilka punktów. Solidny i doświadczony obrońca, ale w kilku meczach sprawiał na boisku wrażenie porzuconego na ziemi kosmity. W meczach z Lechią Gdańsk, Odrą Wodzisław czy Polonią Warszawa snuł się po boisku i pewnie nucił pod nosem za Elektrycznymi Gitarami "co ja robię tu?" Marek Wasiluk (Cracovia) Kosztował krakowski klub 900 tysięcy złotych. To nie jest zawrotna kwota jak na piłkarskie realia, ale warta odnotowania, bo to....najwyższy transfer w historii Cracovii. Prywatnie Wasiluk to bardzo sympatyczny i inteligenty chłopak, ale na boisku "Pasy" miały z niego niewielki pożytek. Grał zarówno w obronie, jak i w pomocy, ale na żadnej pozycji nie "zaskoczył". Kibice "Pasów" ułożyli nawet dla niego piosenkę: "Hej Wasiluk, do boju dwa i pół metra, dziś cała Cracovia jest tego świadoma, że w Marku drzemie potencjał". Czytaj także: BRAMKARSKIE ASY I CIENIASY