Zaledwie dwa punkty w tej rundzie zdobyte przez drużynę, która jesienią zadziwiała piękną i ofensywną grą mogłyby wskazywać, że drużyna z Białegostoku tkwi w wielkim kryzysie. Tyle że Jagiellonia nie gra wcale źle - przegrywa pechowo. Gdyby w środę Tomasz Frankowski wykorzystał rzut karny, to zapewne "Jaga" a nie Lechia Gdańsk grałaby w półfinale Pucharu Polski. Gdyby ten sam Frankowski w sytuacji sam na sam pokonał Krzysztofa Kotorowskiego, albo gdyby bramkarz Lecha cudem nie obronił pięknej główki Thiago Cionka, mistrz Polski zapewne by tego spotkania nie wygrał. Poznaniacy nie byli piłkarsko lepsi od rywali, ale to im udało się strzelić zwycięskiego gola. A o to przecież w futbolu chodzi. Goście nie zamierzali się przy Bułgarskiej bronić - zaatakowali od pierwszej swojej akcji, momentami zamykali Lecha na jego połowie. W 13. minucie Kotorowski po raz pierwszy musiał pokazać swoje umiejętności - po krótko rozegranym rzucie wolnym piłka trafiła do Hermesa, a że nikt go nie atakował, Brazylijczyk zdecydował się na strzał. Uderzył tuż przy bliższym słupku, ale golkiper Lecha zdołał zbić piłkę poza boisko. Goście nie bali się strzelać, gdy tylko nadarzyła się okazja - próbowali Frankowski i Kupisz, ale brakowało im precyzji. Lech pierwszy strzał oddał w 28. minucie - głową uderzał piłkę Artjoms Rudnevs, ale uczynił to za lekko. Łotysz był w pierwszej połowie jedynym zagrożeniem dla Grzegorza Sandomierskiego. Poznaniacy mieli problem z wymienieniem kilku celnych spotkań w środkowej strefie boiska, a nierówne boisko jest tutaj marnym wytłumaczeniem. Gościom ta sztuka wychodziła bowiem lepiej. Oskrzydlające akcje Lecha zwykle załamywały się daleko przed polem karnym, w efekcie brakowało celnych dośrodkowań. Jedno takie zagranie udało się w 32. minucie Marcinowi Kikutowi - piłka trafiła do Rudnevsa, ale strzał Łotysza został przyblokowany przez Alexisa i Sandomierski nie miał problemów ze złapaniem futbolówki. Szczytem bezsilności poznaniaków była akcja z 35. minuty - głównym konstruktorem ataku mistrza Polski był stoper Manuel Arboleda. Akcja wyglądała ładnie, zakończył ją strzał z dystansu Bartosza Ślusarskiego, po którym piłka trafiła w głowę stojącego 10 metrów przed bramką Arboledy i wróciła za pole karne. Jeszcze przed przerwą w sytuacji sam na sam z Kotorowskim znalazł się Vuk Sotirović, ale napastnika Jagiellonii powstrzymał w ostatniej chwili Arboleda - pomógł sobie przy tym delikatnie przytrzymując rywala. Ta akcja oraz ze dwie kolejne z drugiej połowy pokazały, ile "Jaga" straciła po odejściu Kamila Grosickiego. On z pewnością nie dałby się dogonić. W drugiej połowie gra wyglądała bardzo podobnie. Przez kwadrans Jagiellonia była lepsza, aż wreszcie... gola strzelił Lech. Bartosz Ślusarski zagrał na skrzydle piętą do Rudnevsa, ten znalazł w środku pola karnego Semira Stilicia - pierwszy strzał Bośniaka został zablokowany, ale drugi już nie. Goście mogli wyrównać w 78. minucie - po dośrodkowaniu Jarosława Laty z rzutu wolnego głową uderzał Thiago Cionek. Uczynił to idealnie - piłka leciała pod poprzeczkę. Niesamowitą robinsonadą popisał się jednak Kotorowski - zdołał wybić piłkę. Gdy wydawało się, że Lech wygra 1-0, w ostatniej minucie doliczonego czasu Stilić zachował się w polu karnym Jagiellonii jak rasowy napastnik. Zdołał dopaść do piłki zagranej przez Siergieja Kriwca i strzałem w tzw. krótki róg pokonał Sandomierskiego. Ten gol może okazać się bardzo istotny, bo w pierwszej rundzie Jagiellonia też pokonała Lecha 2-0. Jeżeli oba zespoły skończą sezon z takim samym dorobkiem (teraz "Jaga" ma o cztery punkty więcej), to decydować będzie bilans bramkowy. Tu Lech ma dziewięć bramek na plusie, a Jagiellonia - sześć. Powiedzieli po meczu: Jose Maria Bakero (trener Lecha) - Jestem bardzo zadowolony ze zwycięstwa odniesionego nad silnym zespołem, który jest wiceliderem ekstraklasy. Uważam, że byliśmy dobrze zorganizowani, próbowaliśmy grać z kontrataku, brakowało jednak ostatniego podania. W drugiej połowie mecz nie mógł się podobać, ale to my kontrolowaliśmy grę. Jagiellonia największe zagrożenie stwarzała ze stałych fragmentów gry, po jednym z nich Kotorowski szczęśliwie obronił. Warunki były bardzo trudne, w drugiej połowie nie można było grać piłką przez środek boiska. Ale nie usprawiedliwiam się, warunki były równe dla obu zespołów. Wczoraj Ruch z Górnikiem grał w jeszcze gorszych. Michał Probierz (trener Jagiellonii) - Sprawdziło się moje ulubione powiedzenie "Podrzucali, podrzucali, aż im grunt zabrali". Marzyło nam się zdobycie mistrzostwa Polski, ale jak Wisła wygra w tej kolejce, to może okazać się to nierealne. Pokazaliśmy się dzisiaj z bardzo dobrej strony, ale nie mieliśmy w zespole takiej indywidualności jak Semir Stilić, który umiał znaleźć się pod bramką. Teraz przed nami dwa tygodnie przerwy, jest czas żeby coś poprawić. Lech Poznań - Jagiellonia Białystok 2-0 (0-0) trwa 1-0 Semir Stilić (62.) 2-0 Semir Stilić (90.+4) Lech: Krzysztof Kotorowski - Marcin Kikut, Bartosz Bosacki, Manuel Arboleda, Luis Henriquez - Bartosz Ślusarski (65. Tomasz Mikołajczak), Dimitrije Injac (65. Siergiej Kriwiec), Rafał Murawski, Ivan Djurdjevic (85. Hubert Wołąkiewicz), Semir Stilic - Artjoms Rudnevs. Jagiellonia: Grzegorz Sandomierski - Alexis Norambuena (90. Franck Essomba), Andrius Skerla (85. Ermin Seratlic), Thiago Cionek, Luka Pejovic - Tomasz Kupisz, Hermes, Mladen Kaszczelan, Jarosław Lato - Tomasz Frankowski (75. Bartłomiej Pawłowski), Vuk Sotirović. Sędzia: Dawid Piasecki (Słupsk). Żółta kartka - Lech Poznań: Dimitrije Injac, Marcin Kikut. Jagiellonia Białystok: Thiago Cionek, Hermes. Widzów: 25 000. <a href="http://nazywo.interia.pl/relacja/lech-poznan-jagiellonia-bialystok,2589">Zobacz zapis relacji na żywo</a> <a href="http://wyniki.interia.pl/rozgrywki-L-polska-ekstraklasa-2010-2011,cid,3">Ekstraklasa - wyniki, strzelcy bramek, składy, terminarz, tabela</a>