Łodzianie śrubują swoją rekordową zwycięską serię na starcie rozgrywek na zapleczu Ekstraklasy. W 7. kolejce podopieczni Stawowego wygrali po raz siódmy. Przed własną publicznością pokonali Resovię 2-1, ale ten sukces przyszedł im z dużym trudem. O kolejnym triumfie spadkowicza przesądziły bowiem dwa trafienia Hiszpana Antonio Domigueza z rzutów karnych. Autorem honorowej bramki dla beniaminka był Radosław Adamski. Trener gospodarzy przyznał, że dla jego zespołu mecz zakończył się szczęśliwie i nie jest zadowolony z postawy swoich graczy. Jak tłumaczył, gra w ich wykonaniu była zbyt wolna, brakowało przyspieszenia i sytuacji bramkowych. "Czyli wszystkiego, co robiliśmy w poprzednich spotkaniach. Ale takie mecze, kiedy nie idzie, też trzeba umieć wygrywać. Powtarzam swojej drużynie, że nikt przed nami się nie położy i w tej lidze nie będzie łatwych pojedynków. Dziś pokazała to Resovia, która w drugiej połowie wykorzystała nasz słabszy moment i stracony gol na 1-1 bardzo skomplikował naszą sytuację" - ocenił Stawowy. Podsumował, że słabszy mecz i gorszy dzień w końcu musiał nadejść. "Cieszyłaby mnie nasza piękna gra, ale bardziej cieszą kolejne punkty. To jest najważniejsze w lidze i ważne by punktować zarówno po dobrych, jak i tych słabszych występach. Czasami trzeba zastosować prostsze środki do osiągnięcia celu" - zaznaczył 54-letni szkoleniowiec. ŁKS jest jedynym pierwszoligowym zespołem, który w tym sezonie nie stracił jeszcze punktu. Z 21 punktami i bilansem goli 20-4 przewodzi w tabeli. Resovia poniosła natomiast w niedzielę szóstą z rzędu porażkę i na swoim koncie ma tylko trzy punkty. Jak jednak wskazał opiekun rzeszowian Szymon Grabowski, mecz na boisku lidera był zacięty i wbrew powszechnej opinii jego piłkarze nie przyjechali do Łodzi, jak na skazanie i jedynie po to, by zainkasować kilka bramek. "Okazało się, że spotkanie było zacięte i mogło rozstrzygnąć się inaczej. Szczególnie w drugiej połowie dobrze realizowaliśmy swój plan, a przecież wiadomo z jakimi problemami borykaliśmy się w tygodniu. Czapki z głów przed zawodnikami, bo przegrać na boisku ŁKS to nie wstyd. A przegrać w takim stylu to wręcz zadowolenie, że postawiliśmy się zespołowi, który 'rozjeżdża' w Łodzi wszystkich jak walec" - tłumaczył Grabowski, który w czwartek został zdymisjonowany z funkcji trenera Resovii, a dzień później na nią przywrócony. Jak dodał 39-letni szkoleniowiec, dobra postawa jego drużyny nie została w niedzielę nagrodzona, ale taki występ może ją tylko wzmocnić. W kolejnym meczu łodzianie zmierzą się w sobotę na wyjeździe z innym kandydatem do awansu Arką Gdynia, a zespół z Rzeszowa, również na wyjeździe, zagra ze Stomilem Olsztyn. Autor: Bartłomiej Pawlak I liga - wyniki, terminarz i tabela